Hermiona poczuła szarpnięcie w okolicy pępka i z
przerażeniem stwierdziła, że musi to oznaczać tylko jedno - teleportację. Była
bardzo zdenerwowana, ale nie chciała okazywać rosnącej w niej paniki… nie da satysfakcji
tym śmierciożercom. Dopiero kilka sekund po tym zdała sobie sprawę, jaki obraz zarejestrowały
jej oczy przed zaklęciem maskującym – a mianowicie widziała kto wtargnął do
Nory i ją obezwładnił. Gniew i wstyd jaki ją oblał po tym jak nie zareagowała w
porę był potworny. Czuła, że nie zawiodła tylko siebie, ale i Ginny. Ginny!!!
Gdzie ona teraz może być? – pomyślała zdenerwowana szatynka - Pewnie gdzieś w
pobliżu. Nawet nie wiedziała jaka była bliska prawdy… Obok niej szła równie
przerażona, nic niewidząca przyjaciółka w asyście zakapturzonego Blaise’a.
Hermionę również ktoś prowadził. Jej wróg numer jeden; osoba, która na każdym
kroku była gotowa ją skrzywdzić – Draco Lucjusz Malfoy. Blondyn z obojętną miną
ukrytą pod maską szedł szybkim i zdecydowanym krokiem po dróżce prowadzącej do
dworu Czarnego Pana. Z poleceń dawanych przed misją było jasno powiedziane, że
po wykonaniu zadania wszyscy teleportują się PRZED dwór, nie do środka. Jak to
zwykle ze sługusami bywa, muszą najpierw prosić o pozwolenie, a dopiero potem
wchodzić. Od wyznaczonego celu – drzwi z wielką kołatką w kształcie zwiniętego
węża – dzieliło ich kilkanaście metrów. Drogę przeszli w milczeniu. Blaise
szybkim krokiem podszedł do drzwi i zdecydowanym ruchem uderzył kołatką. Ginny
jakby wyczuwając brak ucisku na ręce próbowała się cofnąć, ale nie
przewidziała, że w czasie nieobecności Zabiniego jej ramię zakleszczy ręka
Malfoya. Po chwili czekania drzwi otworzył zgarbiony i niezwykle szkaradny
mężczyzna. O ile można go nazwać mężczyzną, bo bardziej przypominał szczura.
- Na co czekasz Glizdogonie?! Prowadź nas do Czarnego Pana.
– odparł sucho, ale stanowczo Blaise.
Na dźwięk jego głosu dziewczyny zadrżały. Poznały go.
Przecież to głos Blaisa Zabiniego! Tego miłego, lecz trochę odizolowanego od innych
chłopaka ze Slytherinu! Szczęka opadła im jeszcze bardziej, gdy zrozumiały sens
jego polecenia… do Czarnego Pana?! Na brodę Merlina! Gorzej być chyba nie może!
Wtedy nie wiedziały jeszcze jak bardzo się myliły.
Gryzoniowaty mężczyzna z widoczną niechęcią ukłonił się
nisko po czym jak na sługę przystało poprowadził ich do ogromnej sali balowej.
Przynajmniej kiedyś nią była… teraz bardziej przypominała salę posiedzeń z
mugolskich horrorów. Ciemne, zielone ściany, srebrne dodatki i czerń. To
wszystko co można powiedzieć o tym pomieszczeniu, jeśli chodzi o kolory. Na
środku stał czarny tron z poręczami w kształcie węży. Wokół niego kilka mniej
pokaźnych krzeseł z czarnego drewna oraz do góry, nad ich głowami wężowate
żyrandole błyszczące srebrem. Na środku okręgu była pustka – miejsce tortur
ofiar Czarnego Pana. Draco wzdrygnął się na samo wspomnienie tych upiornych
krzyków bólu i cierpienia. Z transu wybudził go Glizdogon oznajmujący z
nadmierną życzliwością, że zaraz, gdy wszyscy się zjawią przybędzie Czarny Pan.
Odszedł i zostali sami – on, Diabeł (bo tak nazywają Blaisa jego przyjaciele) i
dwie drżące z przerażenia i zimna nic niewidzące dziewczyny… szlama i
zdrajczyni krwi. Po chwili namysłu Draco rzucił je na ziemię przewracając.
Usłyszał niemiły dźwięk ślizgu posadzki oraz tłuczonego ciała. Musiało boleć…
no i dobrze. Z ironicznym uśmiechem, którego i tak nikt nie widzi pod tą maską
podszedł do Zabiniego i uzgadniając kilka spraw dotyczących dzielenia się
dzisiejszą nagrodą za wykonanie zadania jako pierwsi usiedli dumnie na swoich
miejscach w kręgu. Po kilku sekundach, a może minutach Blaise mruknął ciche
zaklęcie odsłaniające wzrok Ginny. Zdenerwowana dziewczyna miała oczy większe
niż galeony. Zieleń kipiała z nich jakby zaraz miały eksplodować. Potarłszy
oczy rozejrzała się po pomieszczeniu napotykając leżącą kilka metrów od niej
najlepszą przyjaciółkę. Ginny widziała, że cała się trzęsie oraz, że zaklęcie
zakrywające oczy jeszcze u niej nie znikło. Szybko rzuciła się w stronę
Hermiony tuląc ją do siebie i szepcząc, że wszystko będzie dobrze i jakoś się
stąd wydostaną.
- Nie wydaje mi się, że kiedykolwiek stąd wyjdziecie, a już
na pewno nie całe i zdrowe – prychnął zakapturzony Malfoy.
- Ty gnido!!! Sprzedałeś się temu potworowi..! I co?! Myślisz,
że pozwoli Ci stanąć u swego boku?! Jesteś idiotą! – wydarła się na całe
pomieszczenie niosąc echem wyzwiska w kierunku Malfoya.
- Jak śmiesz się tak do mnie zwracać parszywy zdrajco krwi!
Jesteś tylko nic nieznaczącym robakiem, którego zgniotę, gdy tylko będę miał
okazję – powiedział lodowato Draco, po czym machnął różdżką niosąc wzrok oczom
Hermiony – A ty co Granger?! Język Ci oderwało przy zaklęciu kryjącym?! Bardzo
dobrze, przynajmniej nie będę musiał dzielić jeszcze więcej tlenu niż to
konieczne ze szlamą twojego pokroju. – kończąc to zdjął maskę oraz zsunął
kaptur z głowy. Jego blond grzywka gdyby nie tak okrutnym słowom, które tu
padły, mogłaby zostać uznana za uroczą fryzurę przystojnego chłopaka, ale Hermiona
jednogłośnie wraz z mózgiem i sercem stwierdziła, że jest to urocza fryzura
ohydnego potwora.
- Jak jeszcze raz, powiesz coś tak podłego mojej
przyjaciółce – mówiąc to przybrała minę seryjnego mordercy i powoli wstając
kierowała się w stronę Dracona – obiecuję Ci, że osobiście wyrwę ci te tlenione
kłaki, język przybiję do żyrandola, a ciało karzę żywcem jeść krukom. – kończąc
to zdanie stała niebezpiecznie blisko ciskając gromu w stronę blondyna. Ten
wybuch lodowatego zła ze strony byłej gryfonki zdziwił chłopaka. Nigdy jeszcze
tak mocno nie reagowała. Mimo to zmusił się na ironiczny uśmieszek. Blaise
widząc co się szykuje szarpnął Hermionę z powrotem na podłogę obok równie złej
Ginny, po czym dodał uspokajająco:
- Granger, wyluzuj! Na nic Ci się teraz przydadzą te wybuchy
złości. Ja na Twoim miejscu składałbym podanie o miejsce w niebie i szybką,
mało bolesną śmierć. – stwierdził wypranym z emocji głosem i wrócił na swoje
krzesło zdejmując maskę i kaptur.
Szatynka popatrzyła na przyjaciółkę i bez słowa złapały się
za ręce prosząc w duchu o jakiś ratunek. Bo na własne różdżki, które były im
odebrane nie mogły liczyć. Przełknęły łzy goryczy i czekały na swój koniec.
Po kilkunastu minutach usłyszeli dźwięki dobiegające z
korytarza. Kolejne ofiary zostały tu przyprowadzone. Neville Longbottom, Luna
Lovegood i RON WEASLEY?! Śmierciożercy rzucili ich nieco brutalniej niż
poprzednio zrobił to Malfoy na podłogę obok przerażonej Ginny i Hermiony. Luna
od razu doczołgała się do dziewczyn ginąc w ich objęciach. Neville po chwili wahania
uznał, że to nie pora na gdybanie, czy stosowne jest trzymać blisko przy sobie
osoby płci przeciwnej czy nie. Cała czwórka trzymała się za ręce czekając na
wyrok. Ron… on zawsze był dumny i choć często, gdy zrobi coś źle i żałuje, to
trochę mu zajmie zanim przeprosi. Hermiona o tym wiedziała i widziała to w jego
oczach, więc wyciągnęła do niego rękę, którą przyjął z wdzięcznością. Nic nie
powiedział, ale widać było, że nie chciał jej wtedy tak potraktować, a ona mu
wybaczyła. Czekali… bezbronni, bez różdżek na swój wyrok, który miał nie długo
zapaść, ponieważ sala wypełniała się postaciami w ciemnych szatach. Hermiona
zauważyła Snapa, który usiadł blisko rodziny Malfoyów. Wymienili krótkie
spojrzenia z Narcyzą po czym z kamiennymi maskami patrzyli na drzwi. Nie
musieli długo czekać. Ten najważniejszy – Lord Voldemort zjawił się niczym
duch. Wyglądało to tak, jakby nie dotykał ziemi. Sunął swoimi długimi czarnymi
szatami po podłodze, a za nim pełzł dumny, ogromny wąż - Nagini. Śmierciożercy
jak na komendę, która nie padła podnieśli się z miejsc i czekając, aż Czarny
Pan spocznie, usiedli po nim.
- Ahh… moi mili przyjaciele – powiedział Voldemort – Dziękuję
za przybycie. Cieszy mnie również fakt, iż ,,marzenia”, o których Wam
powiedziałem zostały spełnione. – skończywszy przemowę uśmiechnął się co w jego
przypadku było jeszcze gorsze od kamiennej twarzy.
Wszyscy patrzyli na niego w skupieniu, bojąc się choćby
drgnąć.
- Najpierw zacznijmy od tego dlaczego się tu zebraliśmy… a
mianowicie dlatego, iż musimy rozważyć pewien istotny fakt związany z Chłopcem,
który nie powinien był przeżyć. Niestety Harry Potter dowiedział się o
istnieniu horkruksów, za których pomocą może mnie zgładzić. – przybrał minę
smutnego szczeniaczka, po czym roześmiał się drwiąco – Nie spodziewał się
jednak faktu, że to my możemy prowadzić w tej bitwie. To MY pociągamy za
sznurki, nie Zakon! Wszyscy wiedzą, że rodzina Potter’a nie żyje, w tym
ostatnią stratą był Syriusz – tu spojrzał na Bellatrix Lestrange – Dlatego też
naszym celem było zniszczenie Wybrańca od środka… tak bardzo głupi i
nieostrożny, zawsze chwalił się swoim poświęceniem dla przyjaciół, a my to
sprytnie wykorzystaliśmy – kilka śmierciożerców szczerzyło się z dumy.
Voldemort wstał i ruszył leniwym krokiem w stronę
niewolników mówiąc:
- Parszywe gady pełne brudnej krwi. Niektórzy z was się
takimi urodziło, a niektórzy zostali brudni z wyboru – tu popatrzył na
Weasley’ów, Longbottom’a i Lovegood – Jednakże mam dla was pewien pomysł na resztę
jakże marnego życia. Powiecie mi wszystkie sekrety Harry’ego Potter’a, a ja was
za to wynagrodzę i wasza śmierć będzie łagodna i szybka. – uśmiechnął się i
zwrócił do śmierciożerców – Przyjaciele! Tych, których wymienię niech wstaną i
podejdą na środek, abym mógł im podziękować… Severusie, zapraszam.
Wyżej wymieniony mężczyzna wstał i szybkim krokiem poszedł
na środek kręgu trzepocząc peleryną.
- Ahh Severusie, Tobie najwięcej zawdzięczam w dzisiejszym
dniu – powiedział uradowany Lord – Masz to o co cię prosiłem? – spytał, po czym
wyciągnął ohydną zielono-białą dłoń w stronę mężczyzny.
Snape włożył rękę pod pelerynę i wyciągnął fiolkę wypełnioną
niebieską nitką – myśl… ta jaką używa się w myślodsiewni… Tylko kogo? –
pomyślała zdezorientowana Hermiona. Postanowiła śledzić każdy ruch, po czym
szybko go kalkulować, aby nic jej nie umykło w razie możliwości ucieczki, bo
wciąż miała nadzieję na wydostanie się stąd.
- Doskonale! Myśl samego Albusa Dumbledora! Severusie,
jestem z ciebie bardzo zadowolony! – krzyknął zadowolony Czarny Pan z udawanym
uwielbieniem dla Snape’a. – Możesz już usiąść, nie długo porozmawiamy o Twojej
nagrodzie.
Nietoperz posłusznie wrócił na swoje miejsce. Cisza nie
trwała długo, bo znów rozległ się syk Lorda:
- Na środek zapraszam Dracona Malfoy’a, Blaise’a Zabiniego,
Teodora Nott’a , Bellatrix Lestrange i Antonina Dołohow’a – wszyscy wymienieni
stanęli we wskazanym miejscu, więc Lord kontynuował – Wszyscy z was zasłużyli
dzisiaj na nagrodę za prawidłowe wykonanie zadania, które wam dałem. Pan Malfoy
i pan Zabini zasłużyli również na dodatkową nagrodę za zdobycie zakładników
jako pierwsi. Gratulacje, Czarny Pan jest z was zadowolony – skończył swoją
wypowiedź machając ręką w stronę krzeseł, aby odeszli.
Teraz nadszedł moment na który wszyscy czekali, a mianowicie
co stanie się z niewolnikami.
- Myślę, że dzisiaj nie będziemy prowadzić naszych rozmów z
drogimi gośćmi – zawołał ironicznie Lord Voldemort z naciskiem na słowo
,,gośćmi”, po czym kontynuował – Trzeba przemyśleć kwestię noclegów… jakieś
pomysły?
Śmierciożercy w skupieniu obserwowali swojego Pana bojąc się
choćby drgnąć. Po chwili milczenia w powietrze wystrzeliła niepewna dłoń.
- Nott Senior? Ahh.. proszę! Proszę mówić! – zawołał uradowany
Lord.
- Ykhm! – mężczyzna odchrząknął gulę, która uniemożliwiała
mu przemowę – myślę mój Panie, że najlepszym rozwiązaniem będzie… rozdanie tych…
gnid zaufanym ludziom, aby na czas braku przesłuchań byli pod czyjąś opieką.
O cholera – pomyślała Hermiona – Tylko nie to! Mam przybywać
w domu jakiegoś obrzydliwego śmierciożercy i pozwalać mu na różne okrutne
tortury?! – Szatynkę aż zemdliła ta wizja.
- Dobry pomysł, Nott’cie. Tylko kto jest na tyle ,,zaufaną”
osobą, aby to zrobić? – rozejrzał się po zebranych Czarny Pan i dodał – Ten kto
się tym zajmie musi być odpowiedzialny, lojalny i skory do współpracy z naszymi
przybyszami. – widząc brak reakcji na jego wypowiedź, zaczął mówił głośniej i
ostrzej - Więc kto?! Kto jest na tyle posłuszny mnie, aby podczas mojej
nieobecności zająć się tymi osobami oraz utrzymać ich przy życiu, żeby się
jeszcze na coś przydali?! – zobaczył, że Bellatrix Lestrange powoli wstaje z
miejsca z tym swoim brudnym, zepsutym uśmiechem – Przykro mi Bellatrix. Wiem,
że jesteś jedną z najbardziej zaufanych mi osób, ale po tym jak poprzednio nie
potrafiłaś powstrzymać się od zabicia ostatniego ,,gościa” nie mogę się na to
zgodzić. – Kobiecie zrzedła mina i ze skruchą usiadła. – No cóż… skoro wszyscy
tu zebrani są na tyle skromni, aby się zgłosić… sam to zrobię! Wybiorę tych,
którzy ostatnio bardzo mi pomogli: Draco Malfoy, Blaise Zabini, Teodor Nott
(junior) oraz dla różnorodności w wyborze Pansy Parkinson* i Astoria Greengrass*.
Młodzi czarodzieje w skupieniu wstali i wyszli na środek
kręgu. Draco, Blaise i Teo (bo tak nazywali go przyjaciele) mieli bardzo
poważne miny – jakby byli wykuci z kamienia. Zero emocji to jedyny sposób na
utrzymanie swojej postawy przy Czarnym Panie. Dziewczyny natomiast aż trzęsły
się ze stresu. Oczy miały mokre, ręce spocone. Nigdy jeszcze Lord Voldemort nie
zwracał się do nich po jakąś misję, zwłaszcza jednoosobową.
- Pewnie zastanawiacie się dziewczęta dlaczego akurat was
wybrałem do tego zadania… - powiedział to w takim momencie, jakby czytał w ich
myślach - Stwierdziłem, że wasze rodziny zasłużyły na nagrodę za swoją pracę
oraz dlaczego mielibyśmy dyskryminować tę jakże piękną i zdolną płeć? –
ostatnie pytanie brzmiało jak pytanie, ale wcale nim nie było. Czarny Pan nie
lubi gdy mu się przeszkadza w przemówieniach, a zwłaszcza, gdy przerywają mu
śmierciożercy niższej ,,rangi”**.
Ze swoim okrutnym
uśmiechem podszedł do niewolników i mocą różdżki siłą podnosił każdego z nich.
- Draco Malfoy dostanie swoją ulubienicę szlamę – powiedział
zajadle Lord, gdyż wiedział, że młodzi nienawidzą się całym sercem. Hermiona ze
zdziwieniem, przerażeniem i gniewem wypisanym na twarzy została rzucona prosto
w ramiona młodego Malfoy’a, który niby przypadkiem oddalił się o krok, aby była
gryfonka upadła u jego stóp.
Do Hermiony jeszcze nie do końca dotarło, że jest teraz
zdana na łaskę i niełaskę swojego wroga – Dracona. W tym samym momencie blondyn
czuł chorą satysfakcję z tego, że będzie mógł znęcać się nad Granger i nikt mu
tego nie zabroni. Aczkolwiek czuł irytację po wypowiedzi Czarnego Pana.
Ulubiona szlama? Co prawda nad tą szlamą lubił się znęcać najbardziej, ale bez
przesady z tymi epitetami! Jeszcze ktoś sobie coś o nim pomyśli, że może
gustuje w brudnej krwi. Też coś…
- Blaise Zabini otrzyma zdrajcę krwi – Diabeł również musiał
wykazać się dużym refleksem, lecz zrobił to z większą delikatnością, ponieważ
najpierw złapał Ginny, a potem posadził na ziemi – Tylko pamiętaj młodzieńcze!
Ona jest w tym rozdaniu najważniejsza, gdyż skradła serce Wybrańcowi… a to co serce
kocha najbardziej boli, gdy się to traci. – Lord Voldemort zaśmiał się
upiornie, a śmierciożercy od razu mu zawtórowali.
Ginny popatrzyła na równie przestraszoną co ona Hermionę.
Obie wiedziały, że taki układ nie skończy się dla nich dobrze. Wiedziała też
jednak, że i tak ma lepiej z Zabinim, niż Malfoy’em… zwłaszcza, że on niecierpi
Hermiony i tylko czeka na chwilę, aby ja poniżyć.
- Teodor Nott dostanie niezrównoważoną psychicznie
czarownicę – po tych słowach Luna już leżała u stóp swojego ,,właściciela”. –
Równie niezdarny czarodziej trafi w ręce naszej uroczej Pansy Parkinson. – Lord
nie rzucił jej brutalnie chłopaka ważącego dwa razy tyle co ona, tylko po
prostu przeniósł jego ciało przed jej nogi. – a na koniec równie parszywy co
jego siostra rudzielec Weasley dla pięknej i utalentowanej czarownicy, Astorii
Greengrass – wymieniona dziewczyna z niesmakiem dotknęła czubkiem pantofla
swoje nowe ,,zwierzątko domowe”.
Teo przyjął Lunę z mieszanymi uczuciami. Co prawda nie znał
jej i słyszał tylko same plotki o jej ,,niezwykłej” wyobraźni, ale nie wiedział
też jak się zachować w tej sytuacji. Być złym za Pomyluną? Czy cieszyć się, że
nie przypadła mu gorsza osoba? O to jest pytanie…
Dziewczyny były rozczarowane, że dostały tak
nierozgarniętych chłopców jak byli gryfoni. Co prawda nie było w czym
przebierać, ale mimo wszystko były zniesmaczone decyzją Lorda.
Czarny Pan popatrzył chwilę na dobrane pary, po czym
powiedział:
- Skoro wyjaśniliśmy sobie kwestię opieki, możemy zakończyć
dzisiejsze spotkanie. Pamiętajcie tylko – tu zwrócił się do młodych właścicieli
niewolników – możecie robić z nimi różne rzeczy, nie interesuje mnie jakie…
gwałty, pobicia, złamania – to muzyka dla moich uszu, lecz pamiętajcie, że mają
zostać żywi… przynajmniej na razie. – po tych słowach Lord wyszedł, a raczej
wyfrunął muskając szatami podłogę wraz ze swoim ukochanym wężem u boku.
Śmierciożercy popatrzyli krótko po sobie, po czym
teleportowali się w kierunkach tylko im znanych. Po około minucie w Sali zostali
tylko młodzi czarodzieje, Bellatrix Lestrange, Narcyza Malfoy i Severus Snape.
Pierwszy głos zabrała oczywiście Bellatrix:
- Do zobaczenia Cyziu (Bo tak nazywała swoją siostrę Narcyzę).
W najbliższy weekend przyjdę do ciebie i Dracona zobaczyć jak sprawuje się wasza domowa szlamcia. – zarechotała złośliwie pokazując zniszczone zęby - Sama też trochę się nią pobawię – po tych
okrutnych słowach teleportowała się z trzaskiem.
Hermionę przebiegł dreszcz na samą myśl o tym, co może
zrobić jej ta stuknięta kobieta. Wszyscy wiedzą, że jest nieobliczalna, więc to
nie wróży nic dobrego.
Narcyza z delikatnym śladem zniesmaczenia po słowach siostry
pożegnała się krótko z Severusem, mówiąc mu, żeby wpadł niedługo na odwiedziny.
Młody Malfoy cały czas trzymał swoją ,,zabawkę” za rękaw.
Nic do niej nie mówił, nie patrzył na nią. Wkurzył się strasznie, że teraz
będzie na nią skazany. Czuł drżenie jej ciała pod jego ręką... i dobrze! Niech
Granger wie, że ma się bać. Jest czego! Będzie musiała mieszkać ze swoim
wrogiem i pozwalać mu na liczne wyzwiska pod jej adresem – to od razu poprawiło
mu humor.
Wraz z matką złapali
się za ręce, po czym teleportowali się z Hermioną pod rękę do ich własnego,
ogromnego dworu – Malfoy Manor.
Przerażona Hermiona myślała, że zacznie się jej koniec. Nie
wiedziała jednak, że to dopiero POCZĄTEK.
*Rodzina Pansy i Astorii w moim opowiadaniu służy Czarnemu
Panu, a co za tym idzie uczestniczą w tym wszystkim
**Użyłam tu słowo RANGA, ponieważ w tej historii istnieje
coś takiego jak wyższa i niższa pozycja w służeniu Lordowi Voldemortowi. Wyższa
pozycja – przywileje, zaufanie, ważniejsze zadania. Niższa – słabsze, gorsze,
zadania, w których jak się umrą to nikt za nimi nie płacze, zwłaszcza Czarny
Pan.
W pierwszej kolejności pragnę podziękować za odwiedziny
mojego bloga dwóm pierwszym czytelnikom. To dla mnie zaszczyt i wielkie
szczęście podzielić się z Wami moją pracą i wyobraźnią. Dziękuję za komplementy
oraz przede wszystkim za uwagi dotyczące kilku spraw, które postaram się
naprawić. Oczywiście jest to dla mnie ważne, aby takie komentarze przychodziły,
dlatego też zapraszam do komentowania, obserwacji oraz zaproszeń do kręgu na
Google+ :).
Co do tego rozdziału to jest on dłuższy niż poprzednie. Myślę, iż wszystko w miarę ze sobą
współgra i że nie wypisałam za dużo błędów (jeśli tak to możecie o tym napisać! :). Hermiona i Draco
spotkali się już na dobre i tak szybko się nie rozstaną... fabuła powoli się
rozkręca i myślę, że będzie Wam się miło czytało.
Pozdrawiam serdecznie!
~~~
Sunny Dreamer<3