Mechanizm zamka zawył w
niewiarygodnie głośnym proteście. Narcyza spokojnym ruchem popchnęła drzwi, aby
ukazać swojej towarzyszce, którą była Hermiona środek pomieszczenia. Pokój był
średniej wielkości. Ściany w kolorze jasnego błękitu. Gdzieniegdzie ozdobiony
drobnymi, białymi kwiatkami. Podłoga z jasnego drewna przykryta jasnym,
puchowym dywanem. Na suficie wisiała zwykła, biała lampa, której żarówka rozświetlała
wszystko wokół. Z lewej strony, przy oknie zasłoniętym firanką była błękitna
kanapa. Patrząc na prawo można było zauważyć ogromną komodę wykonaną z jasnego
drewna. Hermiona niepewnie postawiła krok naprzód. Gdy uznała, że może pozwolić
sobie na więcej podeszła na środek pomieszczenia i odwróciła się do swojej
opiekunki - Narcyzy. Przygryzła lekko dolną wargę nie wiedząc co teraz zrobić,
ponieważ Pani Malfoy nie ruszyła się z miejsca i patrzyła na komodę, na której
stała średniej wielkości ramka. Młoda dziewczyna obróciła się w tamtym kierunku
i spokojnym krokiem przekroczyła dzielącą ją od mebla odległość. Ruchomość
wyglądała na starą, ale nie zaniedbaną, ponieważ nie było tam śladu kurzu. Na
wierzchu postawiono wazon ze świeżymi kwiatami. Obok leżał nieco zaczerniały łańcuszek
z zawieszką w kształcie serca. Najważniejszym i najbardziej emocjonalnym
przedmiotem było zdjęcie w ramce, na które Narcyza kładła duży nacisk swym
spojrzeniem. Hermiona złapała je delikatnie, aby nic nie zepsuć, w obie dłonie
i popatrzyła na dwie postaci znajdujące się pod szkłem. Była to młoda kobieta,
można powiedzieć, że w zbliżonym wieku do Miony. Towarzyszył jej równie młody i
niezwykle przystojny mężczyzna. Szatynka dopiero po chwili zorientowała się, że
dziewczyną ze zdjęcia jest Narcyza. Odwróciła się energicznie i próbowała z
siebie wykrzesać choćby słowo, ale na marne. Usta utworzyły małe kółeczko. Wydostał
się z nich tylko dziwny jęk podobny do zdziwienia, połączonego z zadowoleniem z powodu odkrycia zagadki oraz natarczywe,
pytające spojrzenie. Pani Malfoy podeszła spokojnie do kanapy, na którą
usiadła. Gestem ręki kazała zrobić to Hermionie, toteż dziewczyna to uczyniła.
Nie odłożyła jednak zdjęcia. Narcyza przełknęła gulę ciążącą jej w gardle i
ochrypłym od łez i zdenerwowania głosem zaczęła opowiadać:
~~~ 20 lat wcześniej (2
lata przez narodzinami Hermiony, Dracona i ich rówieśników)~~~
Piękna, rumiana
dziewczyna siedziała przy swej toaletce. Była ona przywieziona specjalnie dla
niej. Mebel okazał się hitem krajów arabskich. Jako, że panienka pochodziła z
zamożnej rodziny otrzymała ją o wiele szybciej niż reszta brytyjskich rodzin. Ubrana
była w swoją najładniejszą i najdroższą sukienkę wykonaną z białych falbanek i
kokardek. Wyglądała niezwykle urodziwie i dziewczęco. Założyła srebrne
kolczyki, które dostała od ojca, kiedy ukończyła ostatnią klasę Szkoły Magii i
Czarodziejstwa w Hogwarcie. Wykonała ostatni ruch szczotką do włosów
rozczesując przy tym cudownie długie i miękkie blond włosy, których dziewczęta
ze szkoły bardzo jej zazdrościły. Ostatnią czynnością w poprawieniu wyglądu
było umalowanie ust bezbarwnym, różanym balsamem do ust.
Wyszła ze swojego pokoju. Było bardzo wcześnie,
przez co na dworze Słońce przechodziło w fazę powolnego puszczenia pierwszych,
delikatnych promieni słonecznych. Dziewczyna wiedziała, że musi działać szybko
i bardzo cicho, aby nikt z rodziny nie usłyszał, jak wychodzi. Z wieszaka na
korytarzu ściągnęła swój beżowy płaszczyk. Szyję otuliła jedwabną, błękitną
chusteczką podkreślającą jej rumiane policzki. Na ramię założyła małą torebkę z
całym swoim dobytkiem schowanym poprzez zaklęcie zmniejszająco-zwiększające. Wzięła
głęboki wdech i chciała już przekręcić gałkę u drzwi, gdy za sobą usłyszała
głośne krząknięcie. Odwróciła się przestraszona tym co zobaczy, a jej źrenice
powiększyły się o kilka rozmiarów.
- Gdzie się wybierasz
Cyziu? – spytała niezadowolona wybrykiem siostry Bellatriks krzyżując ręce na
piersiach. Była ubrana w swój ciemny szlafrok, a włosy pozostawione same sobie
w ogromnym nieładzie. Dziewczyny bardzo różniły się od siebie. Jak woda i
ogień. Dzień i noc. Światło i mrok…
Narcyza – bo tak
nazywała się główna bohaterka zdarzenia – przełknęła ślinę i drżącym głosem,
który za wszelką cenę próbowała zatuszować powiedziała:
- Nie mogłam spać. Nie
chciałam nikogo budzić, więc ubrałam się po cichu i postanowiłam ruszyć na
spacer. Pomyślałam, że chłodne powietrze dobrze mi zrobi. – dla poparcia swojej
wypowiedzi uśmiechnęła się lekko.
- Dziwne… - Bellatriks
jak zwykle podejrzliwa zrobiła kilka kroków naprzód – Mogłaś skorzystać z
eliksiru nasennego. – mówiąc to zmrużyła swe oczy.
- Wiesz jak on później
na mnie działa. Głowa boli niemiłosiernie, a worki pod oczami leczy się przez
miesiąc. – Narcyzie zaczęły się pocić ręce, ale nie dała po sobie poznać jak
bardzo jest przestraszona natarczywością swej siostry. – Idź spać Bello.
Przejdę się trochę i niedługo wrócę. – skłamała. Wiedziała, że nie wróci, ale
nie chciała zwierzać się Bellatriks, bo to mogłoby się dla niej skończyć bardzo
źle.
Wypowiedziawszy
ostatnie zdanie odwróciła się na pięcie i wyszła z domu. Bella jednak nie dała
się zwieść i jadowitym głosem szepnęła:
- W takim razie do
czego potrzebna ci jest ta torebka. – z oczami zwężonymi w cienkie szparki
pobiegła schodami na górę do pokoju rodziców, aby podzielić się z nimi
,,cudowną nowiną”.
_______________
Paręnaście minut
później Narcyza szła ulicą. Było cicho, ponieważ we wszystkich otaczających ją
dworach domownicy i ich skrzaty spali. Szybkim krokiem skręciła w ostatni
zakręt i znalazła się w parku. Doszła do fontanny stojącej na środku tego
wspaniałego ogrodu budzącego się, by przywitać nowy dzień. Dopiero teraz
dziewczyna mogła spokojnie odetchnąć. Wiedziała, że jej fałszywa siostra składa
w tym momencie raport ich rodzicom. Obawiała się tego, że nie zdarzy uciec.
Wiedziała też, że jeśli jej się uda, nie będzie mogła zawrócić. Ślub, który
szykowali rodzice Blacków i Malfoy’ów miał się odbyć za tydzień. Narcyza i
chłopak z tamtego rodu mieli połączyć ich dwie stare i darzące się szacunkiem rodziny.
Ona jednak nie chciała takiego życia. Wybrała już swoją ścieżkę, po której
chciała kroczyć wraz z mężczyzną, którego pokochała. Są w tym samym wieku, choć
dzieli ich wiele. Jednak dla niego chciała zatrzeć tą granicę. On również
zaakceptował ją taką, jaką jest. Teraz czekała na niego, aby wspólnie zacząć
nowy etap w życiu.
Po kilku minutach
rozmyślania usłyszała jak ktoś przemierza ścieżkę w parku. Odwróciła się w
tamtym kierunku i uśmiech na jej twarzy powiększył się do granic możliwości.
Pobiegła w tą stronę, by po chwili być w objęciach swojego ,,księcia z bajki”.
- Spóźniłeś się, Leon.
– popatrzyła na niego złowrogo, choć nie na długo, bo po chwili na jej twarzy
znów zagościł szeroki uśmiech.
- Wybacz, ale trudno było
mi wymknąć się z domu. – powiedział szeptem tuż przy jej uchu.
Leon był bardzo
wysokim, urodziwym chłopakiem. Można było śmiało nazywać go mężczyzną. Miał
ciemno brązowe włosy. Czekoladowe oczy lśniły szczęściem, a usta były cudowną
ramką dla jego śnieżnobiałych, prostych zębów.
Stali objęci przez
jakiś czas, aż Narcyza stwierdziła, że pora ruszyć w drogę, aby nikt ich nie
nakrył.
- Chodź, musimy
zniknąć z pola widzenia. Najlepiej ruszajmy w jakąś dzielnicę zamieszkałą przez
mugoli… tam nie będą szukać.
Chłopak wiedział o stronie
magicznej tego świata. Na początku był bardzo zdziwiony i wziął to za wymysł
dziewczyny. Jednak z czasem zaakceptował to i można nawet powiedzieć, że był
zafascynowany czarodziejami i ich stylem życia.
- Spokojnie. Jest
jeszcze wcześnie i na pewno nikt… - urwał, ponieważ przy ogrodzeniu parku
słychać było krzyki oraz szybkie kroki.
- Muszą być tutaj! Reszta
terenów została sprawdzona!– usłyszeli.
Narcyza przerażona
złapała chłopaka za rękę i rzuciła się biegiem w przeciwną stronę niż
ostrzegawcze dźwięki.
~~~ Urwanie opowieści
na komentarz opowiadającej ;) ~~~
- Uwierz mi Hermiono… nigdy wcześniej
tak szybko nie biegłam. W szkole nie mieliśmy normalnych zajęć z wychowania
fizycznego, więc to co się działo ze mną, było dla mnie ogromnym szokiem. Pędziłam
tak, że się kurzyło. Płuca płonęły mi żywym ogniem, ale wiedziałam, że nie mogę
się zatrzymać. – Narcyza mówiła to bardzo rozbawionym głosem, który nieco
ostudził umysł Miony gotujący się od emocji opowieści. – Jednak pewna rzecz
martwa, której nie zauważyłam bardzo mi w tym przeszkodziła, a mianowicie…
~~~ Powrót do historii
~~~
Gdy Narcyza wraz z Leonem
zziajanym, jak nie po jednym maratonie przekroczyli znaczną część parku, chcieli
skręcić w stronę niewidocznej, słabo używanej i zarośniętej furtki, dziewczyna
nagle runęła jak długa. Stłumiła jednak krzyk bólu, który chciał wydostać się z
jej gardła niczym jedzenie osób korzystających z kolejki górskiej. Przewróciła
się na plecy i popatrzyła na straty w swoim ciele. Okazało się, że sukienka podarła
się niemiłosiernie. Dodatkiem były również plamy zieleni na materiale. Jednak
najbardziej ucierpiała noga Narcyzy, a konkretniej kolano. Podwinęła warstwy
jedwabiu i zobaczyła jak krew powolutku wymyka się spod jej poharatanej skóry. Rana
piekła, ale to nie był dobry moment na płacz, czy też krzyki i lamenty.
Rozejrzała się za Leonem i okazało się, że on również otrzepuje się i bada ilość
obrażeń.
- Nic ci się nie stało
Cyziu? W moim wypadku to tylko przetarte łokcie i plamy na ubraniach. –
popatrzył na nią z zatroskaniem.
- W porządku. Trochę
obiłam sobie ciało, ale przeżyję. Wybacz, że nie puściłam twojej ręki w porę,
wtedy tylko ja miałabym pamiątki na skórze. – powiedziała to ze skruchą.
On jednak doczołgał się
do niej, pocałował w czoło, zgarnął niesforne kosmyki z twarzy i powiedział:
- Nic się nie stało,
chodź, pomogę ci wstać.
Po wyprostowaniu się,
dziewczyna zobaczyła winowajcę całego zdarzenia. Był to kamień wystający z
kępek roślin. Niby nie wyglądał, ale miał za zadanie przewracać biedne
panienki. Jak to mówią cicha woda brzegi rwie…
- Chyba jesteśmy już
bezpieczni. Nie słyszę kroków. – szepnął Leon szczęśliwy, że udało im się
uciec.
W tym samym czasie,
gdy chłopak kończył zdanie, wokół nich rozpętały się małe wiry, z których jak
się okazało teleportowali się rodzice i siostra Narcyzy oraz ich ,,przyjaciele”.
- Widzisz ojcze?!
Mówiłam ci, że będzie tutaj z tą szlamą! – piszczała Bella.
- Nie mów tak na
niego! – krzyczała Cyzia próbując osłonić swojego ukochanego. Jednak było to
bezowocne zadanie, zważywszy na to, że to on pchał się przed nią by ją zakryć.
Odpowiedział jej szyderczy
śmiech ze strony znajomych rodziców.
- A niech mnie, Black.
Twoja córeczka szuka szczęścia wśród tych pasożytów. Chciała nawet uciec z
jednym z nich. – zarechotał złowrogo jeden z nich.
- Dość tego! Narcyzo,
w tej chwili masz odejść od tego… człowieka i wrócić do domu! – tym razem głowa
rodziny starała się odzyskać twarz ich rodu biorąc sprawy w swoje ręce.
- Ani mi się śni! Nie
znacie go! Jest mądrym, dobrym, opiekuńczym człowiekiem, który naprawdę mnie
kocha! Jesteście tak zaślepieni swoją nienawiścią do mugoli, że nie widzicie jakimi
wartościowymi ludźmi są!! – teraz już nawet Narcyza straciła cierpliwość i
krzyczała wszystko co jej leżało na sercu. Różdżkę również miała uszykowaną,
choć wiedziała, że to i tak na nic, ponieważ było ich za dużo.
Akcja była bardzo
szybka. Leon zarejestrował tylko kilkanaście świecących zaklęć, po czym
zorientował się, że stoi teraz sam, a jego ukochana została złapana przez swoją
matkę w żelazny uścisk oraz czar blokujący.
- Ostrzegałem cię
córko. Nie posłuchałaś i teraz musisz ponieść tego konsekwencje. – spojrzał chwilę
na Cyzię, a potem postawił krok w stronę chłopaka.
Ten jednak nie
pokazywał emocji. Bał się, ale nie pokazywał tego. Patrzył tylko na swoją
Narcyzę i wyszeptał: KOCHAM CIĘ.
Po tym wyznaniu
własnych uczuć został uśmiercony Avadą przez Pana Blacka.
Nie było nic więcej
słychać oprócz ogromnego krzyku dziewczyny. Cierpiała tak bardzo, że nie
widziała później nic więcej, tylko twarz swojego ukochanego leżącego w bezruchu
na trawie. Martwego ukochanego. Zabił go jej własny ojciec. Ojciec, który
obiecywał, że nigdy jej nie skrzywdzi. Od tamtej pory Narcyza działała jak wrak
człowieka. Do czasu, gdy stanęła na ślubnym kobiercu i powiedziała ,,Tak”
Lucjuszowi Malfoy’owi. Miała wtedy po raz ostatni założony swój łańcuszek z
serduszkiem, który dostała od Leona. Potem odłożyła go na półkę i nie mówiła
nikomu, że ktoś taki jak mugol zagarnął całe jej serce.
KONIEC CZĘŚCI
PIERWSZEJ.
~~~
Oto rozdział 8 cześć 1. Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale
miałam zawieszenie swojej blogowej weny, którą odzyskałam dziś rano. Pełna
pomysłów wróciłam do tego rozdziału. Jest on pełen skrajnych emocji. Myślę, że
to co powyżej napisałam jest moim spełnieniem w byciu pisarką… bo chyba nią
jestem. Długo zastanawiałam się co to znaczy być pisarką, aż do tego czasu, gdy
mogłam podzielić się z Wami historią z młodzieńczych lat Narcyzy.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się coś w stylu Narcyza100%. :>
Zachęcam do komentowania, zadawania pytań na blogu i ask’u oraz
zapraszam do swoich kręgów w Google+, w których możemy porozmawiać na temat
mojego pisania (wszystkie linki znajdziecie na bocznym pasku).
Nie miałam okazji złożyć Wam życzeń świątecznych, dlatego zrobię to
teraz w nieco inny sposób:
Mam nadzieję, że ten piękny wieczór spędziliście w gronie rodzinnym, że
Wasze brzuchy zostały wypełnione pysznościami oraz, że prezenty jakie otrzymaliście
Wam się spodobały. Życzę zdrowia, sukcesów w szkole/pracy oraz szczęśliwego
Nowego Roku!
Możecie również napisać jakie prezenty otrzymaliście w tym roku oraz
jak wyglądały Wasze święta.
~~~
Pozdrawiam Cieplutko!
Sunny ♥