niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 8 część 1 - Młoda Narcyza

Mechanizm zamka zawył w niewiarygodnie głośnym proteście. Narcyza spokojnym ruchem popchnęła drzwi, aby ukazać swojej towarzyszce, którą była Hermiona środek pomieszczenia. Pokój był średniej wielkości. Ściany w kolorze jasnego błękitu. Gdzieniegdzie ozdobiony drobnymi, białymi kwiatkami. Podłoga z jasnego drewna przykryta jasnym, puchowym dywanem. Na suficie wisiała zwykła, biała lampa, której żarówka rozświetlała wszystko wokół. Z lewej strony, przy oknie zasłoniętym firanką była błękitna kanapa. Patrząc na prawo można było zauważyć ogromną komodę wykonaną z jasnego drewna. Hermiona niepewnie postawiła krok naprzód. Gdy uznała, że może pozwolić sobie na więcej podeszła na środek pomieszczenia i odwróciła się do swojej opiekunki - Narcyzy. Przygryzła lekko dolną wargę nie wiedząc co teraz zrobić, ponieważ Pani Malfoy nie ruszyła się z miejsca i patrzyła na komodę, na której stała średniej wielkości ramka. Młoda dziewczyna obróciła się w tamtym kierunku i spokojnym krokiem przekroczyła dzielącą ją od mebla odległość. Ruchomość wyglądała na starą, ale nie zaniedbaną, ponieważ nie było tam śladu kurzu. Na wierzchu postawiono wazon ze świeżymi kwiatami. Obok leżał nieco zaczerniały łańcuszek z zawieszką w kształcie serca. Najważniejszym i najbardziej emocjonalnym przedmiotem było zdjęcie w ramce, na które Narcyza kładła duży nacisk swym spojrzeniem. Hermiona złapała je delikatnie, aby nic nie zepsuć, w obie dłonie i popatrzyła na dwie postaci znajdujące się pod szkłem. Była to młoda kobieta, można powiedzieć, że w zbliżonym wieku do Miony. Towarzyszył jej równie młody i niezwykle przystojny mężczyzna. Szatynka dopiero po chwili zorientowała się, że dziewczyną ze zdjęcia jest Narcyza. Odwróciła się energicznie i próbowała z siebie wykrzesać choćby słowo, ale na marne. Usta utworzyły małe kółeczko. Wydostał się z nich tylko dziwny jęk podobny do zdziwienia, połączonego z  zadowoleniem z powodu odkrycia zagadki oraz natarczywe, pytające spojrzenie. Pani Malfoy podeszła spokojnie do kanapy, na którą usiadła. Gestem ręki kazała zrobić to Hermionie, toteż dziewczyna to uczyniła. Nie odłożyła jednak zdjęcia. Narcyza przełknęła gulę ciążącą jej w gardle i ochrypłym od łez i zdenerwowania głosem zaczęła opowiadać:


~~~ 20 lat wcześniej (2 lata przez narodzinami Hermiony, Dracona i ich rówieśników)~~~

Piękna, rumiana dziewczyna siedziała przy swej toaletce. Była ona przywieziona specjalnie dla niej. Mebel okazał się hitem krajów arabskich. Jako, że panienka pochodziła z zamożnej rodziny otrzymała ją o wiele szybciej niż reszta brytyjskich rodzin. Ubrana była w swoją najładniejszą i najdroższą sukienkę wykonaną z białych falbanek i kokardek. Wyglądała niezwykle urodziwie i dziewczęco. Założyła srebrne kolczyki, które dostała od ojca, kiedy ukończyła ostatnią klasę Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Wykonała ostatni ruch szczotką do włosów rozczesując przy tym cudownie długie i miękkie blond włosy, których dziewczęta ze szkoły bardzo jej zazdrościły. Ostatnią czynnością w poprawieniu wyglądu było umalowanie ust bezbarwnym, różanym balsamem do ust.



 Wyszła ze swojego pokoju. Było bardzo wcześnie, przez co na dworze Słońce przechodziło w fazę powolnego puszczenia pierwszych, delikatnych promieni słonecznych. Dziewczyna wiedziała, że musi działać szybko i bardzo cicho, aby nikt z rodziny nie usłyszał, jak wychodzi. Z wieszaka na korytarzu ściągnęła swój beżowy płaszczyk. Szyję otuliła jedwabną, błękitną chusteczką podkreślającą jej rumiane policzki. Na ramię założyła małą torebkę z całym swoim dobytkiem schowanym poprzez zaklęcie zmniejszająco-zwiększające. Wzięła głęboki wdech i chciała już przekręcić gałkę u drzwi, gdy za sobą usłyszała głośne krząknięcie. Odwróciła się przestraszona tym co zobaczy, a jej źrenice powiększyły się o kilka rozmiarów.
- Gdzie się wybierasz Cyziu? – spytała niezadowolona wybrykiem siostry Bellatriks krzyżując ręce na piersiach. Była ubrana w swój ciemny szlafrok, a włosy pozostawione same sobie w ogromnym nieładzie. Dziewczyny bardzo różniły się od siebie. Jak woda i ogień. Dzień i noc. Światło i mrok…
Narcyza – bo tak nazywała się główna bohaterka zdarzenia – przełknęła ślinę i drżącym głosem, który za wszelką cenę próbowała zatuszować powiedziała:
- Nie mogłam spać. Nie chciałam nikogo budzić, więc ubrałam się po cichu i postanowiłam ruszyć na spacer. Pomyślałam, że chłodne powietrze dobrze mi zrobi. – dla poparcia swojej wypowiedzi uśmiechnęła się lekko.
- Dziwne… - Bellatriks jak zwykle podejrzliwa zrobiła kilka kroków naprzód – Mogłaś skorzystać z eliksiru nasennego. – mówiąc to zmrużyła swe oczy.
- Wiesz jak on później na mnie działa. Głowa boli niemiłosiernie, a worki pod oczami leczy się przez miesiąc. – Narcyzie zaczęły się pocić ręce, ale nie dała po sobie poznać jak bardzo jest przestraszona natarczywością swej siostry. – Idź spać Bello. Przejdę się trochę i niedługo wrócę. – skłamała. Wiedziała, że nie wróci, ale nie chciała zwierzać się Bellatriks, bo to mogłoby się dla niej skończyć bardzo źle.
Wypowiedziawszy ostatnie zdanie odwróciła się na pięcie i wyszła z domu. Bella jednak nie dała się zwieść i jadowitym głosem szepnęła:
- W takim razie do czego potrzebna ci jest ta torebka. – z oczami zwężonymi w cienkie szparki pobiegła schodami na górę do pokoju rodziców, aby podzielić się z nimi ,,cudowną nowiną”.

_______________

Paręnaście minut później Narcyza szła ulicą. Było cicho, ponieważ we wszystkich otaczających ją dworach domownicy i ich skrzaty spali. Szybkim krokiem skręciła w ostatni zakręt i znalazła się w parku. Doszła do fontanny stojącej na środku tego wspaniałego ogrodu budzącego się, by przywitać nowy dzień. Dopiero teraz dziewczyna mogła spokojnie odetchnąć. Wiedziała, że jej fałszywa siostra składa w tym momencie raport ich rodzicom. Obawiała się tego, że nie zdarzy uciec. Wiedziała też, że jeśli jej się uda, nie będzie mogła zawrócić. Ślub, który szykowali rodzice Blacków i Malfoy’ów miał się odbyć za tydzień. Narcyza i chłopak z tamtego rodu mieli połączyć ich dwie stare i darzące się szacunkiem rodziny. Ona jednak nie chciała takiego życia. Wybrała już swoją ścieżkę, po której chciała kroczyć wraz z mężczyzną, którego pokochała. Są w tym samym wieku, choć dzieli ich wiele. Jednak dla niego chciała zatrzeć tą granicę. On również zaakceptował ją taką, jaką jest. Teraz czekała na niego, aby wspólnie zacząć nowy etap w życiu.
Po kilku minutach rozmyślania usłyszała jak ktoś przemierza ścieżkę w parku. Odwróciła się w tamtym kierunku i uśmiech na jej twarzy powiększył się do granic możliwości. Pobiegła w tą stronę, by po chwili być w objęciach swojego ,,księcia z bajki”.
- Spóźniłeś się, Leon. – popatrzyła na niego złowrogo, choć nie na długo, bo po chwili na jej twarzy znów zagościł szeroki uśmiech.
- Wybacz, ale trudno było mi wymknąć się z domu. – powiedział szeptem tuż przy jej uchu.
Leon był bardzo wysokim, urodziwym chłopakiem. Można było śmiało nazywać go mężczyzną. Miał ciemno brązowe włosy. Czekoladowe oczy lśniły szczęściem, a usta były cudowną ramką dla jego śnieżnobiałych, prostych zębów.
Stali objęci przez jakiś czas, aż Narcyza stwierdziła, że pora ruszyć w drogę, aby nikt ich nie nakrył.
- Chodź, musimy zniknąć z pola widzenia. Najlepiej ruszajmy w jakąś dzielnicę zamieszkałą przez mugoli… tam nie będą szukać.
Chłopak wiedział o stronie magicznej tego świata. Na początku był bardzo zdziwiony i wziął to za wymysł dziewczyny. Jednak z czasem zaakceptował to i można nawet powiedzieć, że był zafascynowany czarodziejami i ich stylem życia.
- Spokojnie. Jest jeszcze wcześnie i na pewno nikt… - urwał, ponieważ przy ogrodzeniu parku słychać było krzyki oraz szybkie kroki.
- Muszą być tutaj! Reszta terenów została sprawdzona!– usłyszeli.
Narcyza przerażona złapała chłopaka za rękę i rzuciła się biegiem w przeciwną stronę niż ostrzegawcze dźwięki.

~~~ Urwanie opowieści na komentarz opowiadającej ;) ~~~

- Uwierz mi Hermiono… nigdy wcześniej tak szybko nie biegłam. W szkole nie mieliśmy normalnych zajęć z wychowania fizycznego, więc to co się działo ze mną, było dla mnie ogromnym szokiem. Pędziłam tak, że się kurzyło. Płuca płonęły mi żywym ogniem, ale wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać. – Narcyza mówiła to bardzo rozbawionym głosem, który nieco ostudził umysł Miony gotujący się od emocji opowieści. – Jednak pewna rzecz martwa, której nie zauważyłam bardzo mi w tym przeszkodziła, a mianowicie…

~~~ Powrót do historii ~~~

Gdy Narcyza wraz z Leonem zziajanym, jak nie po jednym maratonie przekroczyli znaczną część parku, chcieli skręcić w stronę niewidocznej, słabo używanej i zarośniętej furtki, dziewczyna nagle runęła jak długa. Stłumiła jednak krzyk bólu, który chciał wydostać się z jej gardła niczym jedzenie osób korzystających z kolejki górskiej. Przewróciła się na plecy i popatrzyła na straty w swoim ciele. Okazało się, że sukienka podarła się niemiłosiernie. Dodatkiem były również plamy zieleni na materiale. Jednak najbardziej ucierpiała noga Narcyzy, a konkretniej kolano. Podwinęła warstwy jedwabiu i zobaczyła jak krew powolutku wymyka się spod jej poharatanej skóry. Rana piekła, ale to nie był dobry moment na płacz, czy też krzyki i lamenty. Rozejrzała się za Leonem i okazało się, że on również otrzepuje się i bada ilość obrażeń.
- Nic ci się nie stało Cyziu? W moim wypadku to tylko przetarte łokcie i plamy na ubraniach. – popatrzył na nią z zatroskaniem.
- W porządku. Trochę obiłam sobie ciało, ale przeżyję. Wybacz, że nie puściłam twojej ręki w porę, wtedy tylko ja miałabym pamiątki na skórze. – powiedziała to ze skruchą.
On jednak doczołgał się do niej, pocałował w czoło, zgarnął niesforne kosmyki z twarzy i powiedział:
- Nic się nie stało, chodź, pomogę ci wstać.
Po wyprostowaniu się, dziewczyna zobaczyła winowajcę całego zdarzenia. Był to kamień wystający z kępek roślin. Niby nie wyglądał, ale miał za zadanie przewracać biedne panienki. Jak to mówią cicha woda brzegi rwie…
- Chyba jesteśmy już bezpieczni. Nie słyszę kroków. – szepnął Leon szczęśliwy, że udało im się uciec.
W tym samym czasie, gdy chłopak kończył zdanie, wokół nich rozpętały się małe wiry, z których jak się okazało teleportowali się rodzice i siostra Narcyzy oraz ich ,,przyjaciele”.
- Widzisz ojcze?! Mówiłam ci, że będzie tutaj z tą szlamą! – piszczała Bella.
- Nie mów tak na niego! – krzyczała Cyzia próbując osłonić swojego ukochanego. Jednak było to bezowocne zadanie, zważywszy na to, że to on pchał się przed nią by ją zakryć.
Odpowiedział jej szyderczy śmiech ze strony znajomych rodziców.
- A niech mnie, Black. Twoja córeczka szuka szczęścia wśród tych pasożytów. Chciała nawet uciec z jednym z nich. – zarechotał złowrogo jeden z nich.
- Dość tego! Narcyzo, w tej chwili masz odejść od tego… człowieka i wrócić do domu! – tym razem głowa rodziny starała się odzyskać twarz ich rodu biorąc sprawy w swoje ręce.
- Ani mi się śni! Nie znacie go! Jest mądrym, dobrym, opiekuńczym człowiekiem, który naprawdę mnie kocha! Jesteście tak zaślepieni swoją nienawiścią do mugoli, że nie widzicie jakimi wartościowymi ludźmi są!! – teraz już nawet Narcyza straciła cierpliwość i krzyczała wszystko co jej leżało na sercu. Różdżkę również miała uszykowaną, choć wiedziała, że to i tak na nic, ponieważ było ich za dużo.
Akcja była bardzo szybka. Leon zarejestrował tylko kilkanaście świecących zaklęć, po czym zorientował się, że stoi teraz sam, a jego ukochana została złapana przez swoją matkę w żelazny uścisk oraz czar blokujący.
- Ostrzegałem cię córko. Nie posłuchałaś i teraz musisz ponieść tego konsekwencje. – spojrzał chwilę na Cyzię, a potem postawił krok w stronę chłopaka.
Ten jednak nie pokazywał emocji. Bał się, ale nie pokazywał tego. Patrzył tylko na swoją Narcyzę i wyszeptał: KOCHAM CIĘ.
Po tym wyznaniu własnych uczuć został uśmiercony Avadą przez Pana Blacka.
Nie było nic więcej słychać oprócz ogromnego krzyku dziewczyny. Cierpiała tak bardzo, że nie widziała później nic więcej, tylko twarz swojego ukochanego leżącego w bezruchu na trawie. Martwego ukochanego. Zabił go jej własny ojciec. Ojciec, który obiecywał, że nigdy jej nie skrzywdzi. Od tamtej pory Narcyza działała jak wrak człowieka. Do czasu, gdy stanęła na ślubnym kobiercu i powiedziała ,,Tak” Lucjuszowi Malfoy’owi. Miała wtedy po raz ostatni założony swój łańcuszek z serduszkiem, który dostała od Leona. Potem odłożyła go na półkę i nie mówiła nikomu, że ktoś taki jak mugol zagarnął całe jej serce.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.


~~~

Oto rozdział 8 cześć 1. Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale miałam zawieszenie swojej blogowej weny, którą odzyskałam dziś rano. Pełna pomysłów wróciłam do tego rozdziału. Jest on pełen skrajnych emocji. Myślę, że to co powyżej napisałam jest moim spełnieniem w byciu pisarką… bo chyba nią jestem. Długo zastanawiałam się co to znaczy być pisarką, aż do tego czasu, gdy mogłam podzielić się z Wami historią z młodzieńczych lat Narcyzy.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się coś w stylu Narcyza100%. :>
Zachęcam do komentowania, zadawania pytań na blogu i ask’u oraz zapraszam do swoich kręgów w Google+, w których możemy porozmawiać na temat mojego pisania (wszystkie linki znajdziecie na bocznym pasku).
Nie miałam okazji złożyć Wam życzeń świątecznych, dlatego zrobię to teraz w nieco inny sposób:

Mam nadzieję, że ten piękny wieczór spędziliście w gronie rodzinnym, że Wasze brzuchy zostały wypełnione pysznościami oraz, że prezenty jakie otrzymaliście Wam się spodobały. Życzę zdrowia, sukcesów w szkole/pracy oraz szczęśliwego Nowego Roku!

Możecie również napisać jakie prezenty otrzymaliście w tym roku oraz jak wyglądały Wasze święta.


~~~

Pozdrawiam Cieplutko!

Sunny ♥

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 7- Malfoy?! On jest miły?!

Hermiona obudziła się przerażona i pierwsze co zarejestrował jej wzrok to wpatrzone w nią czarne jak noc oczy Snape’a. Z krzykiem wbiła się głębiej w poduszkę i szybko przesunęła się na koniec łóżka. Była oszołomiona… najpierw Bellatriks, teraz Nietoperz?! Pamiętała tylko przeraźliwy ból wydobywający się z jej ciała i śmiech tej wstrętnej kobiety. Bella była szczęśliwa z tego, że tak uszkodziła młodą, niewinną dziewczynę. Potem Hermiona straciła przytomność i widziała tylko ciemność. Nie czuła tych bolesnych zaklęć, ani szczypania policzka. Była tylko ona i jej umysł – spokojny i odpoczywający. Chciała, aby tak było zawsze, żeby już nie musiała czuć tylu negatywnych emocji w tym na pozór pięknym i miłym domu, który kryje wiele złych rzeczy. Gdy się obudziła myślała jeszcze, że był to tylko okrutny sen i że zaraz pani Weasley zawoła ją na śniadanie, które wysyła swój piękny zapach po całej Norze. Jednak bardzo się pomyliła. Leżała w swoim nowym łóżku w towarzystwie byłego nauczyciela Eliksirów, który zawsze był skory do poniżania gryfonów. Chciało jej się płakać, bo teraz wiedziała, że może jej zrobić coś dużo gorszego niż minusowe punkty dla domu, czy szlaban. Pomrugała kilka razy wilgotnymi od łez powiekami, aby nie wydostały się poza jej oczy i  nie okazywały jak bardzo się boi. Jakie było jej zdziwienie, gdy Snape odsunął się znacznie i powoli wstał zbierając swoją długą, czarną szatę z łóżka. Odwrócił się do swoich towarzyszy, których dopiero teraz Hermiona zauważyła. Narcyza patrzyła na nią bardzo intensywnie. Pełna współczucia i ciepła, które od niej biło kierowała się do Severusa z uśmiechem. Szatynka już nie wierzyła w jej pozytywne emocje… nie po tym jak ją potraktowała i zostawiła na pastwę losu jej chorej psychicznie siostry. Draco poruszył się nieznacznie i oparty o framugę drzwi wpatrywał się w twarz Hermiony. Mina blondyna nie wyrażała żadnych emocji. Patrzył w skupieniu nic nie mówiąc. Patrzył… tylko patrzył. Dziewczyna poczuła się nieswojo z tym chłodnym, a zarazem rozpalającym ją od środka spojrzeniem, więc skupiła się na Narcyzie i Nietoperzu. Pierwszy odezwał się mężczyzna.
- Wydaję mi się, że moja praca jest skończona. Panna Granger się obudziła także może być już tylko lepiej…
 Jak zwykle użył tego lodowatego głosu… – pomyślała Hermiona.
- Jak to skończona Severusie?! Przecież jej blizna jest jeszcze bardzo widoczna! –stwierdziła z wyrzutem pani Malfoy.
- Nie mogę nic więcej zrobić. Muszę iść do swojej pracowni, aby zrobić specjalną maść. Jeśli chodzi o zaklęcia to tyle. – odwrócił się lekko i popatrzył na kamienną twarz Hermiony – Jak znam pannę Granger czeka was teraz wykład o nietolerancji, nieposzanowaniu dla słabszych i brak ogólnego szacunku istot żywych. – spojrzał znowu na Narcyzę, tym razem z lekkim uśmiechem. – Nie zazdroszczę wam tego, ale chyba powinniście wszyscy porozmawiać o tym co jest prawdą, a co nie.
Pani Malfoy w skupieniu trawiła wszystkie słowa, aż w końcu uznała, że czas coś wtrącić.
- Masz rację Severusie… dziękuję ci za wszystko co dla nas robisz.
- Pomogę zawsze, gdy będę mógł. Przyjdę jutro z gotową substancją na jej bliznę. Teraz muszę już iść, do widzenia Narcyzo – uścisnęli sobie dłonie. Snape podszedł do drzwi i poklepał Dracona po ramieniu, a na twarzy wypłynął mu ironiczny uśmiech. Po tym krótkim geście wyszedł i usłyszeli świst teleportacji.
Została po nim głęboka cisza przerywana długimi oddechami Hermiony. Nagle obudził wszystkich śmiech blondyna, który z niewiadomych powodów zaczął kręcić przecząco głową.
- Ciesz się Granger, że ci twarzy nie urwało. – i ze śmiechem pełnym pogardy wyszedł z pokoju.
Hermiona już nie kryła łez żalu, smutku i złości. Łkała cichutko, aż po chwili poczuła ciepłe ramiona otaczające jej ciało. Narcyza powoli kołysała szatynkę, głaszcząc jej plecy w uspokajającym geście.
- Przepraszam cię… - zaczęła Pani Malfoy – nie chciałam, aby tak wyszło. Bella nie uprzedziła mnie, że przybędzie węszyć w twojej sprawie.
- W mojej sprawie? – wyjąkała Hermiona.
- Myślałaś, że naprawdę przyszła po tą książkę? To był jej kolejny idiotyczny pomysł, aby sprawdzić, czy jesteś torturowana, czy może cała. Gdybyś była cała doniosłaby o tym Czarnemu Panu, a wtedy my zostalibyśmy straceni, a ona awansowałaby na wyższy szczebel.
Hermiona przestała już płakać i odsunęła się lekko od Narcyzy, aby spojrzeć jej w oczy.
- Czyli tutaj chodziło tylko o głupią pozycję w randze wężowatego potwora?! Zostałam torturowana, bo Bellatriks chciała dostać awans?!
- Uspokój się, proszę… - kobieta ścisnęła lekko ramiona dziewczyny i patrząc jej w oczy dodała - Tak, podejrzewam, że zrobiła to ze złości, że jej plan nie poszedł tak jak chciała.
- Więc dlaczego Pani… - szatynka połknęła gulę ciążącą jej w gardle - ... Dlaczego Pani mnie skrzywdziłaś?
- Zrobiłam to tylko dlatego, żeby cię chronić.
- Nie rozumiem… - dziewczyna nie wiedziała co myśleć o tej sprawie. Pomimo mądrości nie umiała sobie wyjaśnić powodu, dla którego można było ją ratować poprzez przecięcie skóry.
- Zrobiłam tobie te kilka ran, aby Bella zobaczyła, że my również wprowadzamy różnego rodzaju kary dla ciebie. Gdyby tego nie zobaczyła, to zabiłaby cię od razu, a nas postawiła przed Czarnym Panem.
- Ochroniła mnie pani… tylko dzięki pani w tych trudnych chwilach jeszcze żyję. – Hermiona przytuliła się mocno do Narcyzy kładąc głowę na ramieniu oraz szepcząc – Jednej sprawy nie rozumiem… dlaczego w czasie tortur Bellatriks zakończyła swoje działania skoro miała możliwość mnie dobić.
- Nic nie pamiętasz? – zdziwiła się pani Malfoy odsuwając od siebie dziewczynę.
- A powinnam? – Miona była chyba jeszcze bardziej zdezorientowana niż kiedykolwiek. Zawsze znała na wszystko odpowiedź – ZAWSZE. W tym dworze jej umysł nie pracuje już tak sprawnie i przez cały czas coś ją zaskakuje.
- Cóż, zważywszy na relacje w tym domu byłoby to istotne, abyś wiedziała jak to się skończyło… Gdy Bella przyłożyła do twojego policzka rozgrzany metal strasznie krzyczałaś. Draco właśnie wrócił do domu i usłyszał twoje wołanie, jak zresztą i ja, ale nie mogłam ci pomóc, ponieważ byłam po drugiej stronie domu. – popatrzyła na Hermionę przepraszająco – Draco wbiegł do salonu i sparaliżował moją siostrę tak, aby nie mogła cię już skrzywdzić. Potem zabrał cię na górę. Do momentu, w którym Severus cię nie uleczył byłaś nieprzytomna.
Hermiona była skołowana. Nie mogła uwierzyć, że coś takiego miało miejsce. Wiele w życiu przeszła i wiedziała, że tacy ludzie jak Malfoy się nie zmieniają. Tym bardziej nie w kilka dni. Najbardziej zdziwiło ją to, że skoro blondyn ją uratował, to dlaczego przed chwilą znów ją obraził i nic nie powiedział na temat tego, że teraz będzie jego dożywotnią dłużniczką.
Nie chwal dnia przed zachodem słońca – powiedziała sobie w myślach dziewczyna, ponieważ wiedziała, że Malfoy jeszcze upomni się o swoją nagrodę.
Drugą rzeczą nie z tej ziemi, był fakt, iż wziął ją na ręce. Ta głupia fretka dotknęła SZLAMĘ?! Jest to nieprawdopodobne. To tak jakby postać grająca czarny charakter zaprzyjaźniła się z super-bohaterem i razem ochraniali świat. Chociaż z innej strony… dlaczego Narcyza miała by kłamać? Po dłuższej chwili milczenia dziewczyna wypaliła:
- Malfoy?! On jest miły?!
- Jak widać tak… twoja obecność w tym domu zmienia go. Wydaje mi się, że na lepsze. – uśmiechnęła się leciutko na myśl o dobrym synu -  Stał się bardziej pomocny i chętny do rozmów. Kiedyś był cichy, zamknięty w sobie… i smutny. Cieszę się, że pomimo sytuacji jaka cię tu przyniosła wciąż jesteś pełna dobrej energii. – Narcyza uśmiechała się do niej, ale po chwili przestała i powiedziała poważniejszym tonem. – W tym domu nikt cię nie skrzywdzi. Może i jesteśmy w szeregach Czarnego Pana, ale to nie zmienia faktu, że wierzymy w zwycięstwo dobrej strony - twojej i twoich przyjaciół. Możesz być zdziwiona, ale my nigdy nie chcieliśmy być po tej stronie, co jesteśmy teraz. To kolejny z błędów Lucjusza, za które musimy wszyscy ponieść konsekwencje. Nie bez powodu jesteś tutaj. Cała akcja była zorganizowana według naszego planu. Na szczęście wszystko się udało i ty oraz twoi towarzysze trafili do osób dobrych, nie mających powodów karania was za pomocą tortur. Działamy po tej samej stronie Hermiono - ty otwarcie, my w tajemnicy.
Szatynka intensywnie trawiła każde słowo, aż zdobyła się na odwagę, by powiedzieć:
- Czy ja dobrze zrozumiałam? Pani i… Draco jesteście po stronie Zakonu? Blaise, Pansy i inni też?
- Tak. – uśmiech powrócił na jej twarz – Cieszę się, że już wszystko wiesz. To ciężkie, gdy chce się współpracować z kimś, kto nie jest świadomy sytuacji, która go otacza. Teraz już wiesz Hermiono… jesteśmy z wami.
Dziewczyna nic już nie powiedziała, tylko ze łzami, które miały w sobie tyle skrajnych emocji przytuliła się do Narcyzy i nie zamierzała jej puścić przez długi, długi czas.
W pewnym momencie pani Malfoy powiedziała.
- Jest jeszcze coś, czym chciałabym się z tobą podzielić… - szatynka spojrzała na nią pytająco. - Pewnie skrzat podczas oprowadzania cię po domu wspomniał, o pokoju zamkniętym dla innych oprócz mnie, prawda?
- Tak, mówił o pomieszczeniu na końcu korytarza.
- Pójdź tam ze mną proszę… muszę ci coś pokazać.
Dziewczyna pokiwała twierdząco głową i obie zebrały się z łóżka, by razem wyjść z pokoju i skierować swoje kroki w stronę tajemniczego pokoju. Przed drzwiami Narcyza nabrała głęboki oddech, przekręciła klamkę i oczy Hermiony rozszerzyły się z podekscytowania.

~~~

Pam pam parapam pam! Rozdział 7 gotowy!

- Tak, wiem, że jest krótki, ale dopiero się rozkręcam po powrocie do Was

W pierwszej kolejności chcę przeprosić, że tak długo nic nie wstawiałam. Na swoje usprawiedliwienie mogę napisać, że nie miałam zbytnio czasu, ponieważ miałam sporo nauki, a weekendy były pozajmowane przez różne uroczystości.

Druga sprawą jest fakt, iż zbliżamy się do tajemniczego pomieszczenia, o które wiele osób się pytało :) Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał. Zostawcie koniecznie komentarze z wszelkimi uwagami. Zapraszam na mojego aska, Google+ i obserwowania mojego bloga, aby żaden post Wam już nie umknął.

~~~

Uwaga! Mam prośbę, aby na ASK'u używać właśnego konta, a jeśli ktoś takowego konta nie posiada, to proszę, aby po zadaniu pytania napisać swój nick z blogspota, abym mogła zobaczyć kto się interesuje blogiem, postami itp. Taka mała prośba, mam nadzieję, że to nie będzie problem ;)

~~~

Dziękuję serdecznie!

~~~

Pozdrawiam,
Sunny ♥

sobota, 1 listopada 2014

Miniaturka: DZIEŃ GROZY

Był to dzień ważniejszy niż wszystkie inne w roku. Miał on na zawsze zmienić los pewnego chłopaka, który odkrył coś czego nie powinien nigdy poznać…

~~~

31 października nie był lubianym dniem wśród czarodziejów. Mugole szydzili z czarownic dolepiając im krzywe, długie nosy pełne ogromnych krost. Wilkołaki uchodziły za kartonowe maski z białymi kłami zrobionymi z krepy. Wampiry… wampiry to inna bajka! Duchy nie były prezentowane jako dumne postaci historyczne płynące w powietrzu ku poszukiwaniom wiecznego spoczynku… były to zwykłe dzieciaki zawinięte w prześcieradło, które najpierw przeszło kurację tworzenia dziurek na oczy. Magiczni ludzie nie lubili tego święta, czuli się przez nie ośmieszani. Jeszcze większą pogardę do Halloween miała arystokracja czystej krwi. Uważali bowiem, że haniebnym czynem jest utrzymywanie szlam przy życiu, a co dopiero pozwalanie im na parodiowanie ich świata. Jednak była rodzina, która nie udzielała żadnej opinii na temat tego dnia, ponieważ krył on pewną wstydliwą tajemnicę jaką nie lubili się chwalić. Rodzina Malfoy od zawsze nie uczestniczyła w żadnych balach, które organizowano dla czarodziei w zastępstwie za tamto okrutne święto. Zamykali się w domu i przez cały dzień, aż do następnego poranka nie otwierali nikomu drzwi.
Blaise Zabini obudził się wyjątkowo wcześnie, ponieważ miał pewien plan, aby w tym dniu wydarzyło się coś innego niż siedzenie w swoim pokoju i spoglądanie w sufit. Za jakieś pół godziny miał wybrać się do swojego przyjaciela ze szkoły, Dracona Malfoy’a. Obaj postanowili spędzić ten dzień razem przy ognistej whisky i dobrej grze w karty. Wyszedł z pokoju ubrany w jeansy, granatową koszulkę i ciemne trampki. Gdy schodził na dół, aby wraz z matką zjeść śniadanie zobaczył ją jak w ciągłym biegu chodziła z pomieszczenia do pomieszczenia. Ciemnoskóry chłopak od razu się nachmurzył. Wiedział, że ten dzień jest dla jego matki stresujący z powodu wielkiego balu organizowanego przez jest przyszłego partnera, ale to nie oznacza, że ma się miotać po domu jak nawiedzona… może to niezbyt korzystne określenie jak na dzisiejsze Halloween. On nie wybierał się na tą imprezę, ponieważ nie tolerował tego wkurzającego, nadętego buca, który myślał tylko o pieniądzach i dobraniu się do jego matki. Zignorował jednak to zamieszanie i wszedł do jadalni, gdzie w spokoju zamierzał zjeść śniadanie. Sięgnął po Proroka Codziennego, który leżał na stole świeżo przyniesiony przez skrzata domowego. Blaise nigdy nie umiał usiąść w jadalni i wraz z matką porozmawiać od serca o swoich osiągnięciach, czy porażkach. Zawsze było to dwudziesto minutowe milczenie, dlatego też już od kilku lat stosował taktykę czytania, aby nie musieć być winnym za tą niezręczną ciszę. Po zjedzeniu kilku tostów i wypiciu kawy wstał i pomaszerował przez korytarz, aby założyć swój płaszcz wyjściowy. Oznajmił głośno, że wychodzi i teleportował się do Malfoy Manor. Przeszedł w spokoju krótki odcinek dróżki, aż doskoczył do kołatki i zastukał nią trzy razy. Po chwili usłyszał krzątanie się w holu i otwarcie zamków chroniących drzwi. Ujrzał w nich swojego przyjaciela, Dracona. Był on ubrany w czarne spodnie i białą koszulę. Jego rozwichrzone włosy odejmowały mu lat. Obaj spojrzeli po sobie w skupieniu. Gdy Draco już zapraszał gestem dłoni, aby Blaise wszedł do środka, ni stąd ni zowąd pojawiła się matka blondyna, która szła zdecydowanym krokiem w ich stronę. Ciemnoskóry chłopak kulturalnie przywitał się z Panią Malfoy i gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi prócz przeszywającego go wzroku zdziwił się nieco, ponieważ ta kobieta zawsze pałała kulturą i wdziękiem.  Teraz prezentowała się jako zagubiona dziewczynka, która nie wiedziała w jaką stronę uciec, aby uniknąć tej krępującej sytuacji. Chłopacy jednak nie zwracali już na nią uwagi, tylko skierowali się ku górze, aby w spokoju zająć się swoimi sprawami, czyli grą w pokera.
Minęła godzina szesnasta i brzuchy młodych panów wydały z siebie głośny sygnał głodu. Draco stwierdził, że nie ma sensu kończyć partii w połowie gry, więc zaproponował, że pójdzie na dół po coś do jedzenia. Blaise zdziwił się trochę, że nie poprosił o to skrzata, ale nie zapytał o to. Młody Malfoy długo się nie pokazywał, więc postanowił zająć czas zwiedzaniem piętra. Był tu wiele razy, ale teraz skoro nikt nie patrzył mógł wreszcie zobaczyć wnętrze pokoju, który zawsze był zamknięty dla gości. Popatrzył chwilę przez barierkę schodów, czy aby nikt nie nakryje go na tym złym uczynku i pewny swojej szansy ruszył na koniec korytarza ku tajemniczym drzwiom. Stanął przed nimi, odetchnął dwa razy i przekręcił gałkę. Ani drgnęła. Wyciągnął więc różdżkę i użył zaklęcia otwierającego. Odpowiedział mu cichy zgrzyt mechanizmu zamka. Pchnął je lekko i stanął jak wryty. Zobaczył Narcyzę siedzącą do niego tyłem. Nie oddychała - była nieruchoma. Zaniepokojony Blaise podszedł powoli i drżącą rękę położył jej na ramieniu mówiąc:
- Pani Narcyzo… co Pani tutaj robi? – rozejrzał się nerwowo i zarejestrował ciemność – I to po ciemku?
Kobieta nie zareagowała od razu. Odwróciła się bardzo powoli, a gdy była już zwrócona twarzą do chłopaka jej oczy zapełniły się czernią.
- Jasna cholera! – wrzasnął przestraszony Blaise i odruchowo cofnął rękę – Co pani jest?!
W odpowiedzi twarz Narcyzy wykrzywił grymas złości. Syknęła ukazując rząd śnieżnobiałych kłów, po czym ruszyła powolnym krokiem w stronę ciemnoskórego chłopaka. Ten cofnął się z wrzaskiem, ale nie przewidział, że potknie się o własne buty i runął jak długi. Cofał się na czworakach, aż dotknął coś na kształt butów. Wrzasnął znowu i odwrócił pełny strachu głowę, by ujrzeć nogi swojego przyjaciela. Już chciał mu dziękować za ratunek, gdy ponownie usłyszał syk z gardła kobiety.
- Mamo, opanuj się! – krzyknął zirytowany chłopak – Straszysz go, nie widzisz?!
Przez chwilę twarz Narcyzy rozjaśniała, ale potem znowu stała się tym potworem co wcześniej. Tymczasem Blaise wstał i schował się za synem tej dziwnej kobiety.
- ZAMKNIJ DRZWI!!! – wysyczała Pani Malfoy. Lecz nie był to jej głos, tylko jakiegoś demona, który ją opętał.
- Spokojnie, już zamykam. – Draco uciszył matkę ruchem ręki.
Zamykając pokój przekręcił gałkę najdelikatniej jak tylko potrafił i przetarł zmęczoną twarz dłonią. Blaise nie był aż taki spokojny i wypalił z krzykiem:
- Na brodę Merlina! Co to miało być?! Wy sobie ze mnie jaja robicie, czy co?! Dzięki Draco za grę, ale już pójdę… jestem zmęczony… - zestresowany chłopak aż trząsł się z emocji. Obrócił się na pięcie i ruszył w stronę schodów prowadzących na parter.
- Diable, czekaj! – zaalarmowany blondyn ruszył za nim.
Tamten jednak nie słuchał przyjaciela i gdy od parteru dzieliło go już kilka stopni usłyszał kolejny syk w prawej strony. Odwrócił się w tę stronę i ujrzał Lucjusza w podobnej pozie co jego żona, a jego oczy zionęły głęboką czernią. Blaise krzyczał tak głośno, że aż sam nie mógł wytrzymać wysokości dźwięku wydobywającego się z jego gardła. Odskoczył jak najdalej tylko potrafił i ruszył biegiem do drzwi. Starszy mężczyzna był jednak szybszy i swoim zmodyfikowanym głosem zaśmiał się upiornie i powiedział:
- Już nas opuszczasz?! Draco mówił, że zostaniesz na kolacji. Szczerze powiedziawszy też miałem taką nadzieję, bo Twoje ciało wygląda naprawdę smakowicie… - mówiąc to oblizał teatralnie usta, a gdy Blaise cofał się ze strachem, on podążał za nim wyginając palce rąk pod dziwnym kątem. To nawet nie były palce, tylko szpony! Chłopak chwycił za pierwszą lepszą rzecz jaką złapał w ręce. Okazało się, że był to parasol. Z dwojga złego, może i to będzie dobrą bronią – pomyślał zestresowany. Lucjusz rzucił się z upiornym krzykiem celując ręce w stronę klatki piersiowej Diabła. Ten jednak szybko otworzył parasol rozciągając go na całą jego szerokość. Gdy Pan Malfoy odskoczył uderzony szpikulcem znajdującym się na środku ,,broni”, Blaise wykorzystał moment by uderzyć go jeszcze raz. Myślał, że załatwił tym sprawę i ruszył przerażony w stronę drzwi. Nie przewidział jednak, że starszy mężczyzna po mimo pobicia będzie silny i zręczny jak gdyby nic się nie stało. Złapał chłopaka za kostkę i szarpnął w swoją stronę. Diabeł uderzył głową z całej siły o posadzkę. Zakręciło mu się w głowie i nie mógł złapać oddechu. Poczuł jak z nosa spływa mu strużka krwi. Nie miał jednak czasu na otarcie tej substancji, ponieważ musiał ratować własną nogę, którą Lucjusz zamierzał w tej chwili ugryźć. Blaise nie myślał już racjonalnie. Nie wiedział co jest normalne, a co nie. Działały w nim teraz tylko instynkt i chęć przetrwania tego koszmaru. Wyszarpnął się więc Panu Malfoy’owi i zaczął obijać go pięściami na oślep, byle tylko zadać cios. W trakcie tej czynności usłyszał jak na piętrze wydobywają się głośne syki i drapanie drzwi. Ciemnoskóry chłopak był przerażony. Wiedział dobrze, że Narcyza w końcu upora się z tymi paroma deskami drewna i pobiegnie pomóc mężowi. Draco też może to zrobić. Gdzie do cholery jest Smok?! – pomyślał zirytowany Blaise. Nie widział go w takiej postaci jak jego rodzice, więc może jest ,,normalny”. Przez swoje rozkojarzenie, Diabeł został obalony na plecy. Lucjusz cały poobijany zaczął szarpać pazurami ciało i ubranie chłopaka. Na szczęście dzięki systematycznemu uczęszczaniu na siłownię (Wreszcie mugole się na coś przydali.) potrafił kontrolować każdy mięsień, aby wykorzystać go w walce. Gdy odwrócił kota ogonem i to on siedział na Panu Malfoy’u bijąc go wszędzie gdzie popadnie. Usłyszał kroki na schodach, a raczej zlatywanie dzikiego kota. Narcyza szykowała się do skoku, gdy Blaise w porę uchylił się i kobieta zaatakowała własnego męża. Zawtórował jej pisk wydobywający się z gardła mężczyzny. Musiała mieć niezły chwyt – pomyślał Diabeł. Nie czekał jednak na rozwinięcie się akcji i podbiegł do drzwi wyjściowych. Były zamknięte! Przestraszony jeszcze bardziej, o ile było to jeszcze możliwe nie pomyślał ani razu o użyciu różdżki, choć mogłoby mu się to przydać. Rzucił się więc w stronę jadalni. Gdy przekroczył próg od razu zatrzasnął drzwi i zabarykadował się komodą stojącą blisko niego. Odetchnął z ulgą w momencie, gdy Państwo Malfoy nie mogli poradzić sobie z przeszkodą i nie wtargnęli do środka. Zamknął twarz w dłoniach i potarł ją kilka razu. Potem odwrócił się i stanął jak wryty. Przy stole na jednym krzeseł siedział Draco. Nie wyglądał jak potwór, więc ciemnoskóry chłopak niepewnie skierował się w jego stronę.
- Smoku, co tu się u diaska dzieje?! Twoi rodzice stali się jacyś nawiedzeni. Ja mam ręce całe od krwi twojego ojca, bo biłem go tak mocno jakby był moim wrogiem!!
- Blaise, Blaise, Blaise… ty mały, niemądry chłopczyku – Diabeł zatrzymał się w pół kroku i oblał go zimny pot. Nie był to głos blondyna, tylko ten sam upiorny i zmodyfikowany co w przypadku reszty Malfoy’ów. – Mama nie nauczyła cię, że nie wolno zaglądać tam gdzie zakazane? – mówiąc to wstał powoli i ruszył wolnym krokiem w stronę Zabiniego. – Mówiłem tobie wiele razy, że do tego pokoju się NIE WCHODZI – zrobił nacisk na ostatnie słowa. – A ty co zrobiłeś? Jedna wolna chwila, gdy spuściłem cię z oczu, a ty lecisz tak z impetem…  i widzisz moją matkę w niekomfortowej sytuacji, a potem co robisz? Chcesz tak po prostu sobie pójść?! – był już twarzą w twarz z przyjacielem, który oddychał z trudem. – Nie można tak po prostu sobie stąd odejść. Przykro mi, Blaise. – kończąc swoją wypowiedź otworzył usta ukazując te same kły, co reszta jego rodziny i syknął prosto na Diabła. Ten jednak nie czekał, na to co się wydarzy, tylko jak najszybciej odskoczył od ,,przyjaciela” i stanął przy oknie, które próbował otworzyć. Ani drgnęło. Gdy już próbował wyciągnąć różdżkę, by użyć zaklęcia otwierającego, tak jak w przypadku drzwi na górze, Draco podszedł do drzwi prowadzące do holu i popchnął komodę tak, że udostępniła ona wejście do pomieszczenia. Klamka powoli skierowała się ku dołowi. Do pokoju weszło małżeństwo Malfoy i stanęli przy swoim potomku. Potem popatrzyli w stronę Blaise’a i ruszyli wolnym krokiem w jego stronę.
- Jeśli myślałeś…
- …że uda ci się stąd uciec…
- … to się grubo myliłeś. – wymieniali się tym zdaniem na przemian, co dało jeszcze mroczniejszy efekt niż same słowa. Kończąc tę wypowiedź ruszyli biegiem w stronę chłopaka wystawiając szpony. Blaise widział potem tylko ciemność.

Otworzył oczy, nabrał powietrza i z pozycji leżącej przybrał siedzącą. Jego plecy były sztywne, a każdy mięsień napięty jak struna w dobrze nastrojonej gitarze. Rozejrzał się z bijącym ciężko sercem po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Był to jego pokój. Wszystko tutaj było jego własnością: meble; plakaty znanych graczy Qudditcha; medale, które zdobył w szkole za swoje osiągnięcia sportowe i gadżety w barwie Slytherinu oraz łóżko, na którym się siedział. Blaise popatrzył w dół i zobaczył, że na swojej koszulce ma porozsypywane różnego rodzaju żelki koloru niebieskiego. Nastąpiła chwila intensywnego myślenia, aż wreszcie chłopak uderzył się z całej siły w głowę mówiąc na głos:
- ŻELKI HALUCYNKI! – stwierdził z niedowierzaniem. – Nigdy więcej już nie będę chodził po domach i żebrał o słodycze… NIGDY! – i klapnął z powrotem całym ciałem na łóżko.

~~~

Chcieliście żelki? Macie żelki! :)
Wiem, że napisałam w niektórych komentarzach, że się nie pojawią, ale dopiero pod koniec opowiadania wpadł mi do głowy ten pomysł! Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo to moja pierwsza w życiu miniaturka, dlatego też proszę o wyrozumiałość. ;) Zachęcam do zadawania pytań, komentowania i obserwowania.
Miniaturka miała pojawić się wczoraj z datą 31 październik, ale nie wyrobiłam się w czasie, ponieważ byłam w kinie na seansie halloween’owym. Mam nadzieję, że wybaczycie! :)

~~~


Pozdrawiam,

Sunny ♥

czwartek, 30 października 2014

Rozdział 6 - Krwawa Rana

Hermiona poczuła lodowate zimno rozprzestrzeniające się po całym jej ciele. Wiedziała, że zaraz stanie się coś niedobrego. Coś co na zawsze pozostawi wypaloną dziurę w jej umyśle i sercu. Popatrzyła na Narcyzę, która z ciepłej i uśmiechniętej kobiety stała się zimną, wyniosłą i wyrachowaną arystokratką. Gdy ich spojrzenia się spotkały widać było silną chęć wyjścia z tej niekomfortowej sytuacji. Pani Malfoy jednak zachowywała się tak, jakby miała wszystko od początku zaplanowane… punkt po punkcie. Wyciągnęła z kieszeni długiej, ciemnozielonej spódnicy swoją różdżkę wykonaną z pięknego, ciemnego drewna, poskręcanego tak, że widać było tworzące się nim zmarszczki. Wycelowała ją prosto w szatynkę:
- Diffindo! – krzyknęła Narcyza.
Ciało Hermiony wydało okropny syk rozcinającej się skóry. W miejsce śladów pojawiły się kropelki krwi, które robiły się większe i większe, aż z dziewczyny powstała jedna, duża, czerwona plama. Zabolało ją samo patrzenie na siebie, nie mówiąc już o odczuwaniu tego okropnego bólu. Dziewczynie zebrało się na wymioty, ponieważ wszędzie wyczuwalny był ten okropny, metaliczny zapach. Hermiona zawsze brzydziła się widoku krwi, a teraz był na to dowód, ponieważ pod tą substancją była cała trupio zielona.
Skrzat ze smutną i zdenerwowaną miną popatrzył chwilę na ten akt przemocy, po czym zabrał miseczki po lodach i teleportował się z cichym trzaskiem.
- Siadaj. – rozkazała chłodno Pani Malfoy. Gdy Hermiona trzęsącymi nogami kierowała się na krzesło usłyszała stanowczy głos kobiety – Na ziemię.
Nie trzeba było powtarzać tego dwa razy. Szatynka była tak słaba i roztrzęsiona, że kolana od razu się pod nią ugięły. Starsza kobieta usiadła z wdziękiem na jednym z krzeseł nie odzywając się więcej do dziewczyny. Usłyszały tylko pełny skrzeku, ale też wrodzonej władczości głos:
- Cyzia! Jak miło Cię widzieć, złotko. – podeszła powoli, po czym objęła siostrę stanowczo i krótko. Następnie odwróciła się w stronę leżącej Hermiony – Ciebie szlamo też dobrze widzieć.
- Co Cię sprowadza, Bello? – zapytała siostrę Narcyza.
- Przyszłam po książkę, o którą Czarny Pan prosił… wiesz, taka ciemnogranatowa, coś o czarnej magii.
- Wiem, o którą chodzi. Pójdźmy do salonu. Usiądziesz, odpoczniesz i napijesz się herbaty, a ja w tym czasie jej poszukam.
- Wspaniale, chodźmy! – zaskrzeczała Bellatriks i ruszyła w stronę domu.
- Wstawaj. – wyszeptała z pogardą Narcyza i ruszyła za siostrą.
Hermiona na odrętwiałych nogach wstała i ruszyła chwiejnym krokiem w stronę dworu. Chciało jej się wyć z bólu. Nie chodziło tu o fizyczny ból, tylko o psychiczny, jaki wyrządziła jej Pani Malfoy. Uważała ją za miłą kobietę, która nigdy jej nie skrzywdzi. Tak bardzo się pomyliła. Gdy dotarli do środka znowu została rzucona na ziemię, tylko że teraz, było to miejsce przy kominku. Narcyza ruszyła na poszukiwania księgi zaklęć, a jej nienormalna siostrzyczka, która nienawidziła całym sercem mugalaków, teraz siedziała z jedną z nich. Nie trwało to jednak długo, ponieważ brunetka czekała tylko, aż Pani Malfoy opuści pokój. Wstała energicznie kierując się w stronę byłej gryfonki z obłędem w oczach.
- Crucio!!! – wrzasnęła, a osoba, która została obdarowana tym ,,miłym zaklęciem” krzyknęła w agonii. Wiła się jak robak pod pantoflem zabijającego go człowieka. Nie czuła nic, prócz bólu. Brak tlenu doprowadzał ją do szału, ale nic nie mogła zrobić. Była skazana na łaskę tej okrutnej kobiety, która zamiast przestać ją torturować śmiała się w niebogłosy. Po chwili skończyła, a Hermiona, której klatka piersiowa podnosiła się i opadała z trudem, dyszała ciężko. Nie chciała tu być, nie chciała tego bólu, nie chciała pokazywać tego jak bardzo się boi. Wstydziła się swoich łez, ponieważ wiedziała, że w oczach Bellatriks jest jeszcze bardziej obrzydliwa, niż wcześniej. Spokój nie trwał jednak długo, bo kobieta wpadła na kolejny pomysł. Wzięła z kominka szpikulec, po czym rozbawionym głosem wyszeptała zaklęcie:
- Flagrante. – narzędzie rozgrzało się do czerwoności.
Hermiona wiedziała, o co jej chodzi. Ze szlochem cofała się na czworakach, aż jej plecy spotkały się ze ścianą. Rozpaczliwie dotykała wszystko wokół szukając czegoś, czym może się obronić, ale nic nie znalazła. Belletriks podeszła do niej, złapała za ramiona i rzuciła tak, że wyczerpana dziewczyna leżała jak długa. Tamta przykucnęła przy niej i różdżką paraliżowała jej ręce. Hermiona miotała się, ale było to bezsensowne i bezskuteczne.
- Teraz będziesz naznaczona jak bydło. – wyszeptała w obłędzie Lestrange.
Bella przyłożyła jej do policzka rozgrzane narzędzie. Nie było słychać syku jakie wyrządziło gorąco na chłodnym policzku dziewczyny, tylko potworny krzyk wydobywający się z jej gardła. Było w nim tyle bólu, że rozerwałoby niejedno serce na drobne, krwawiące kawałeczki. Kiedy już nie mogła wydobyć z siebie dźwięku i traciła przytomność usłyszała szybkie i ciężkie kroki przybliżające się z każdą sekundą.  Dziewczynę zamroczyło i wchłonęła ją nicość.



~W TYM SAMYM CZASIE~

Draco w spokoju teleportował się pod swój dom z rękami pełnymi siatek z zakupami. Nie zdążył ściągnąć swojego płaszcza, gdy z salonu wydobył się potworny dźwięk. To tak jakby jakieś zwierze zostało skrzywdzone i umierało. Pobiegł w tamtą stronę i zobaczył leżącą na podłodze Hermionę trzęsącą się z bólu. To właśnie ona krzyczała. W normalnych okolicznościach bawiło by go to, że tej szlamie zadawany jest ból, ale teraz, gdy ten sposób, w jaki ciotka Bella ją torturuje sprawił, że Draco za wszelką cenę chciał pomóc szatynce. Rzucił zakupy na podłogę i pobiegł w ich stronę wyciągając różdżkę z kieszeni.
- Levicorpus! – wrzasnął celując w ciotkę.
Gdy ta uniosła się w powietrze z okrzykiem zdziwienia, popatrzyła na osobę, która jej to zrobiła. W miną zdezorientowania, szoku i złości przeczekała moment, w którym zaklęcie przestało działać i stanęła z powrotem na ziemi.
- Co ty wyprawiasz Draco?!
- Co ja wyprawiam?! Co ty wyprawiasz, ciociu! Jeśli chciałaś ją trochę oszpecić, to trzeba było najpierw spytać się mnie o zdanie i zgodę.
- Ciotce żałujesz zabawy na szlamie? A może jeszcze mi powiesz, że ją lubisz i chcesz dla niej jak najlepiej?! – Bellatriks wpadła w histerię.
- Co tu się… - urwała Narcyza, która zdyszana przybiegła z drugiego końca domu. – Bello! Co to ma znaczyć?! Wiesz, że tylko Draco ma prawo do takich rzeczy, ponieważ ta mugolaczka jest jego niewolnicą. Chcesz, aby Czarny Pan dowiedział się, że rzucasz czarami na prawo i lewo? – spytała surowo Narcyza.
- Cyziu. – zaczeła gniewnie jej siostra – Nie sądzisz chyba, że Czarny Pan ukarze mnie za to, że trochę poćwiczyłam zaklęcia na tej parszywej osóbce. – mówiąc to kopnęła w żebra nieprzytomną szatynkę, a na ten widok żołądki Malfoy’ów fiknęły koziołka.
- Pewnie nie, ale chyba nie muszę ci przypomnieć, że Lord kazał przytrzymać ją przy życiu, a jak na razie robisz wszystko, żeby tak się nie stało! – fuknęła Narcyza.
- Spokojnie, nic jej nie będzie. Masz tę książkę, o którą cię prosiłam? – siostra podała jej ją bez słowa – Wspaniale. Miło było, ale muszę już iść. Musimy to koniecznie powtórzyć! – uśmiechnęła się tym swoim obrzydliwym, zniszczonym uśmieszkiem, po czym teleportowała się z księgą w ręku.
Malfoy’owie popatrzyli po sobie, aż wreszcie Narcyza ukucnęła przy Hermionie. Nie wiedziała gdzie może ją złapać, by nie sprawić jej więcej bólu, dlatego postanowiła nieco uśnieżyć to cierpienie kilkoma leczniczymi zaklęciami:
- Episkey… Ferula… - wypowiadając te słowa ciało dziewczyny z każdym centymetrem zaczęło zrastać się tworząc gładką, nieskazitelną skórę. – Policzek niestety potrzebuje kilku dni i eliksirów. Skontaktuję się z Severusem, aby stworzył ten wywar.
- To co z nią teraz zrobimy? – zapytał cicho syn. Nie chciał pokazywać, że żal mu było tej dziewczyny. Jego bolało już po jednym Crucio, a co by się wydarzyło przy takich torturach?! – Może najpierw wypadałoby zmyć z niej tą krew?
- Dobry pomysł. – uśmiechnęła się lekko, lecz smutno Narcyza – Zanieś ją do wanny, a ja ją obmyję.
Draco długo się wahał nad tym, czy zabrać ją na ręce, czy użyć zaklęcia przemieszczającego. Postanowił jednak przełamać swój upór i przyciągnął do siebie nieprzytomną gryfonkę. Mogłem zdjąć chociaż płaszcz, bo teraz jestem cały uwalony jej krwią – pomyślał zirytowany. Powoli wszedł na piętro i otworzył pierwszą lepszą łazienkę, która posiadała wannę i położył dziewczynę do środka. Jego matka szła tuż za nim.
- Teraz idź do jej pokoju po jakieś wygodne rzeczy do spania. Musi odpoczywać… wiele dzisiaj przeszła.
Chłopak wyszedł bez słowa. Narcyza zamknęła drzwi i skierowała się w stronę dziewczyny. Powoli zdjęła z niej poszarpane i zaschnięte krwią ubrania. Wpuściła do wanny gorącą wodę i zaczęła opłukiwać ciało dziewczyny gąbką znalezioną na szafce. Gdy ciało było już oczyszczone z krwi wypuściła wodę, po czym wzięła duży, biały ręcznik i utuliła nim Hermionę. Gdy ta leżała w wannie lekko unosząc klatkę piersiową Narcyza podeszła pod drzwi, uchyliła je lekko i ujrzała syna opierającego się o ścianę z kompletem ubrań i bielizny w ręku. Przyjęła je z wdzięcznością i wróciła do Miony, by ubrać ją w zwykły biały komplet bielizny, niebieską bluzkę z długim rękawem i szare spodnie od dresu. Potem Draco wszedł do łazienki zgarnął dziewczynę z jeszcze mokrymi włosami na ręce i poszedł w stronę jej pokoju. Położył ją delikatnie na łóżku i przykrył pościelą. Popatrzył na nią swoimi błękitnymi oczami i stwierdził, że pomimo zrazy do jej krwi, to jest z niej bardzo piękna dziewczyna.
- Nawet z tą szramą jesteś niebrzydka Granger. – powiedział na głos, chociaż wiedział, że i tak tego nie usłyszy. Uśmiechnął się troszkę bardziej serdecznie niż zazwyczaj i wyszedł z pokoju. Dopiero teraz zauważył, że nadal ma na sobie zakrwawiony płaszcz. Pstryknął palcami i po chwili przed nim stanął skrzat kłaniając się nisko.
- Panicz wzywał?
- Tak. Mam dla ciebie kilka zadań. Najpierw wyczyść salon, bo trochę się pobrudził podczas odwiedzin mojej ciotki, a gdy już skończysz, to wyczyść moją szatę wyjściową. – mówiąc to zdjął ją z siebie i podał skrzatowi.
- Wedle życzenia, sir. – i zniknął.
Draco przeczesał palcami włosy i zastanawiał się co ma ze sobą teraz zrobić. Przypomniał sobie jednak o zakupach jakie dzisiaj zrobił przed tym niefortunnym wypadkiem, więc zszedł na dół i wziął siatki. Następnie skierował się do pokoju Hermiony położył je na ziemi, przy szafie. Już chciał wyjść, gdy coś kazało mu spojrzeć na szatynkę. Odwrócił się więc i popatrzył na nią przez chwilkę. Nie leżała już prosto, tak jak ją wcześniej położył, tylko przekręciła się na bok, w jego stronę. Blondyn wiedział, że przesadza z tą troskliwością, ale skoro dziewczyna śpi, to nie będzie mogła mu zarzucić, że zrobił jej coś takiego. Podszedł cichutko, nachylił się i zgarnął kosmyki włosów tak, aby jej twarz odzyskująca kolory była pokazana w całej okazałości. Chłopak pokręcił z niedowierzaniem swojego czynu głową i wyszedł z pokoju.
Narcyza w tym czasie skontaktowała się z Severusem, który obiecał niedługo się pojawić. Przyszedł ubrany jak zwykle z czarne szaty. Jego twarz zawsze wyrażała powagę i pogardę, ale teraz, gdy zobaczył Panią Malfoy, swoją przyjaciółkę uśmiechnął się nieco, a rysy jego twarzy złagodniały.
- Witaj Narcyzo.
- Witaj. Przepraszam, że tak niespodziewanie do ciebie napisałam, ale mam ważny powód, dla którego tak postąpiłam. Chodzi o naszą podopieczną… miała nieprzyjemne spotkanie z moją siostrą, która zostawiła na niej kilka pamiątek...
- Rozumiem, że nie wygląda to dobrze, skoro posłałaś aż po mnie. Zanim jednak sporządzę jakiekolwiek lekarstwo muszę zobaczyć w jakim stanie jest dziewczyna.
- Oczywiście. Chodź za mną.
Poszli na górę, gdzie Draco krzątał się po małym saloniku. Był w trakcie rozpalania kominka, gdy odwrócił się i zobaczył swoją matkę i ojca chrzestnego.
- Witaj Severusie – uśmiechnął się lekko blondyn. Wiedział, że nie powinien mówił wujowi po imieniu, ale zawsze lubił go tym drażnić.
- Witaj Smoku. – Snape specjalnie użył pseudonimu Dracona, ponieważ wiedział, że mówią tak do niego tylko przyjaciele, a on nie miał do tego upoważnienia.
- 1:0 – roześmiał się chłopak – Co cię tu sprowadza?
- Twoja nieprzytomna przyjaciółka.
- Nie jest moja, a już na pewno nie przyjaciółka. – fuknął zdenerwowany.
Severus jednak zignorował tę kąśliwą uwagę i ruszył za Narcyzą w stronę pomieszczenia, w którym leżała Hermiona. Draco chcąc nie chcąc był ciekawy tego, co się tam wydarzy, dlatego też ruszył za nimi. Nietoperz usiadł na skraju łóżka i zaczął szczegółową obserwację spokojnie leżącego ciała dziewczyny. Po chwili jednak wstał i podszedł bliżej, by swymi zimnymi palcami przejechać po szramie wyrytej na policzku. Nie minęło dużo czasu, gdy oczy dziewczyny otwarły się z przerażeniem.

~~~

Tak oto mamy rozdział 6! Jest trochę mroczniejszy niż wcześniejsze, ale myślę, że na zbliżające się Halloween będzie idealne. Bellatriks trochę namieszała, a Draco złagodniał. Pojawił się także wątek Snape’a co myślę urozmaici to opowiadanie. Oczywiście zachęcam do dyskusji na temat tego rozdziału w komentarzach. Wszelkie pytania jakie do mnie macie piszcie na blogu, Google+ , czy ASK’u, którego posiadam specjalnie dla Was, byście mogli zaspokoić swoją ciekawość. :)
Postaram się także jeszcze dziś popracować nad specjalną miniaturką Halloween’ową, która miała mieć tematykę żelek, chociaż szczerze powiedziawszy nie mam pomysłu, haha! Myślę jednak, że jak się skupię, to na pewno coś dla Was napiszę :)
Komentujcie, obserwujcie, czytajcie, pytajcie!

~~~

Pozdrawiam,

Sunny 

niedziela, 19 października 2014

Rozdział 5 - Nić porozumienia

,,Ron, Luna, Ginny, czy kto inny siedzi może w celi, obok ma wiadro na gówno i mocz, jebie jak diabli, twardo, zimno, pleśń i takie tam (…)” – dziękuję czytelniczce o nicku Pani Szpinak za tak piękne podsumowanie rozdziału 4. XDD W komentarzu chodziło o podsumowanie zachowania rozkapryszonej Hermiony, w chwili, gdy jej przyjaciele mogą mieć o wiele gorsze warunki życia.
Kocham ten tekst, dziękuję Pani Szpinak! <3 <3

~~~

Draco poczuł silny ucisk paznokci na swojej skórze. Musiał przyznać, że zabolało go to, mimo, że nie okazywał emocji. Nie spodziewał się takiej agresywnej reakcji ze strony szatynki. Co prawda była to jej różdżka i możliwość wydostania się z tego domu, ale nie mogła sobie tak po prostu skakać do gardła dziedzicowi rodu Malfoy’ów! Cóż za brak szacunku. W tej walce od razu było wiadome kto wygra. Przewracając się z krzesła chłopak zachował zimną krew i zrobił szybki ruch uniemożliwiający byłej gryfonce na kontratak. Leżała teraz na ziemi wierzgając swoimi kończynami. Było to jednak bezsensowne, gdyż blondyn złapał ją za ręce, a nogi zostały obezwładnione przez resztę jego ciała. Oczy ciskały gromy, a zęby zgrzytały niczym ostrzące się noże. Nie zwrócili uwagi na to, że różdżka o którą walczyli nie była już w ręce Malfoy’a, tylko na podłodze kilka metrów dalej. Przez pewien czas było słychać tylko obraźliwe obelgi pod własnym adresem. Gdy wreszcie skończył im się zapas ciętych ripost usłyszeli serdeczny, choć z nutką ironii śmiech. Odwrócili głowy w tamtą stronę, by ujrzeć Narcyzę zginającą się w pół. Kobieta uspokoiła się nieco, gdy spostrzegła, że została zauważona.
- Draco, skarbie.. skoro chciałeś mieć z Hermioną trochę prywatności, to mogłeś poinformować mnie, że dziś jem śniadanie w swojej sypialni lub bezpośrednio wysłać na jakieś zakupy, by dać wam kilka godzin samotności. – zakończyła to z takim uśmiechem, że jej słowa były na pewno prawdziwe. Hermiona poczuła się urażona, że ktoś mógł pomyśleć, że ona czuje coś do tego nieokrzesanego, tlenionego buca. Draco natomiast wręcz wyskoczył w powietrze, aby jak najszybciej zwiększyć odległość między ich ciałami. Nie miał zamiaru kłócić się z matką o takie pierdoły, jak Granger i jej cnota. Z nim z pewnością będzie bezpieczna, bo nie ma zamiaru jej ruszać chociażby by szczotką do toalet. Wyprostował się szybko, poprawił koszulę i strzepnął nieistniejący kurz, po czym odkrząknął i rzekł:
- Cóż.. skoro poprawiłem ci humor, matko, to się cieszę. – popatrzył na nią z nieco cieplejszym uśmiechem i Hermiona, która właśnie zbierała się z podłogi prawie się opluła na myśl, że on potrafi wykrzywić usta w coś powyżej ,,akceptacja kogoś”.  –  Muszę już wyjść. Nie długo będzie spotkanie dotyczące nagrody, za… - tutaj popatrzył z wyższością na Hermionę - …misję, którego za nic w świecie nie opuszczę, bo jest mi to bardzo potrzebne.
Popatrzył chwilę na matkę, po czym szepnął cicho zaklęcie przywoływania i różdżka szatynki znalazła się z powrotem w jego ręce. Tym razem nie chciał jej trzymać przy sobie cały czas, dlatego wyczarował kuferek, w którym umieścił patyk i zamknął go za pomocą kolejnego czaru. Położył kufer na kominku i wyszedł, aby ubrać się w szatę wyjściową. W tym czasie kobiety usiadły do stołu, by jedna kontynuowała, a druga zaczęła posiłek. Chwilę potem zza drzwi wynurzyła się głowa Dracona.
- Potrzebujesz czegoś matko? Mogę wstąpić na Pokątną i coś kupić.
Narcyza uśmiechnęła się ciepło do syna.
- Dziękuję, że zapytałeś Draco, ale nic nie potrzebuję. – kilka sekund ciszy – Może Hermiona czegoś potrzebuje? – odwróciła się w stronę dziewczyny – Chcesz czegoś?
Miona wymamrotała pod nosem coś co miało brzmieć jak ,,Chcę wyjść z tego domu i być wolna”. Narcyza chyba usłyszała to wyznanie, bo uśmiechnęła się ironicznie. Tak bardzo podobna do syna – pomyślała szatynka.
- Coś realnego Hermiono...
- Szampon na puszące się włosy z tej drogerii dla nastoletnich czarownic – nie wiedziała dlaczego to powiedziała. Może dlatego, że miała już dosyć tej zamieci na swojej głowie – Może jeszcze…
- Tak?
- Jakieś kartki i ołówki lub kredki czy coś…
- Artystka! Wspaniale młoda damo! Dobrze mieć swoją pasję… musisz mi zaraz o niej koniecznie opowiedzieć – cieszyła się pani Malfoy.
Jej syn nie podzielał tego entuzjazmu i tylko prychnął. Nie podobało mu się, że musi mieszkać z tą wkurzającą go szlamą i do tego spełniać jej zachcianki. To jakaś patologia – pomyślał zirytowany. Nie powiedział nic na głos, bo i tak jego matka była już zaabsorbowana talentem Granger. Jaki ona może mieć talent? Jedyne co potrafi to uczyć się na pamięć treści podręczników szkolnych. Mimo to nie skomentował już nic i wyszedł, bo nie chciał spóźnić się na spotkanie, na którym bardzo mu zależało.

~DWÓR LORDA VOLDEMOTA~
Przybył tu z cichym trzaskiem teleportacji. Pomaszerował dróżką w kierunku drzwi, by zaraz po tym zastukać ogromną kołatką. Otworzył mu jak zwykle Glizdogon.
- Młody Malfoy! Jakiż to zaszczyt mnie spotkał, że widzę Panicza przede mną… - oczywiście było to fałszywe i pełne jadu oraz nienawiści. Wszyscy tutaj sobą gardzili, za to, że upadli tak nisko, ale nikt o tym nie mówił głośno.
- Nie mam czasu na pogawędki. Zaprowadź mnie do Czarnego Pana. – blondyn jak zwykle był pełen wrodzonej elegancji i stanowczości.
Szczurowaty mężczyzna ukłonił się lekko, po czym zaprowadzić chłopaka w stronę wielkich drewnianych drzwi złożonych głównie z kształtów przypominających atakujące się węże. Zapukał cichutko, po czym otworzył i wszedł wraz z Draconem do jaskini lwa… a może raczej węża. Siedział w fotelu głaszcząc swojego węża jakby był co najmniej labradorem.
- Panie mój... – Glizdogon ukłonił się, aż do kolan – przyprowadziłem do Pana Młodego Malfoy’a.
- Odejdź. Chcę z nim porozmawiać w cztery oczy.
Przestraszony mężczyzna potruchtał w powrotem do drzwi, po czym je zamknął. Draco jak na arystokratę przystało zaprezentował pełen pakiet dobrych manier.
- Panie. – skłonił się lekko.
- Siadaj Draconie – Czarny Pan wskazał swoją trupio bladą ręką fotel naprzeciwko niego.
Chłopak choć zniesmaczony perspektywą siedzenia z nogami owiniętymi długim ciałem węża musiał zachować zimną krew, by móc przedstawić swoje zdanie Lordowi.
- Przybyłem tu, aby…
- ...aby móc ze mną porozmawiać o nagrodzie jaka cię czeka za wypełnienie zadania. – dokończył za niego Czarny Pan.
- Tak.
- Cóż być chciał dostać? Sławę, pieniądze, piękne kobiety, wyższą pozycję? Mów chłopcze, a spełnię wszystko. – uśmiechnął się upiornie i brzydko.
- Mój Panie, jest Pan dla mnie niezwykle łaskawy. Muszę jednak powiedzieć, że chciałbym inną nagrodę...
- Co takiego? – już nie uśmiechał się tak ,,serdecznie” jak wcześniej.
- Chcę… chcę, aby moja matka została odsunięta od tego wszystkiego. – przełknął gulę, jaka powstała mu w gardle i paraliżowała język – Po stracie męża jest z nią gorzej niż myślałem. – tak na prawdę jego ojciec żyje, ale gnije gdzieś za ostatnie niepowodzenie na misji - Ja daję sobie radę, ale ona przeżywa to nieco bardziej. Jak to kobieta – myślał, że rozbawi tym stwierdzeniem Lorda, ale ten siedział z kamienna twarzą czekając, aż chłopak skończy – Dlatego też myślę, że jakiś czas bez misji, może jakiś odpoczynek byłby dobrym rozwiązaniem.
- Zaskoczyłeś mnie Draconie. Swoją nagrodę dla kogoś innego? To bardzo szlachetne. – zaśmiał się złowrogo – To twój wybór, a ja go spełnię. Dodatkowo awansujesz na wyższe stanowisko… zasłużyłeś na to.
- Dziękuję, Panie.
Chłopak chciał się grzecznie pożegnać i móc opuścić ten dom i jego złą aurę, ale otrzymał pytanie, którego bał się jeszcze bardziej niż przyjście tutaj.
- Jak sprawuje się ta twoja szlama? Sprawia kłopoty?
Co on miał powiedzieć? Co prawda nabroiła trochę ostatnio, ale to nic w porównaniu z tym, czego oczekuje od niego Czarny Pan. Miał wyznać, że ma swój własny, zadbany pokój z łazienką? Że zakazał jej wchodzić do biblioteki? Że za chwilę pójdzie na Pokątną kupić jej kosmetyk i ołówki do rysowania?! To przecież chore! Teraz jednak nie mógł pokazać żadnych emocji, nawet jeśli był zdenerwowany. Wiedział też, że Lord może zajrzeć mu do głowy, dlatego na wszelki wypadek cały czas skupiał się na obronie umysłu. Jeden uspokajający wdech. Drugi.
- Całkiem nieźle. Trochę się panoszy, ale myślę, że już nie będzie próbowała. Wczoraj na za dużo sobie pozwoliła, więc postanowiłem ukarać ją paroma mocniejszymi zaklęciami i myślę, że już przestanie być taka pewna siebie. – uśmiechnął się, aby dodać swojej wypowiedzi nieco wiarygodności.
Czarny Pan chyba nie wykrył w tym kłamstwa, a nawet jeśli, to świetnie maskował się z tą wiedzą.
- To wspaniale Draco. – odwzajemnił uśmiech, choć nie był tak ładny jak blondyna. – Teraz już idź. Jestem trochę zajęty, więc żegnaj.
- Do widzenia, Panie. – ukłonił się nisko i zdecydowanym, lecz nie za szybkim krokiem, aby nie wzbudzić podejrzeń wyszedł z pokoju. Maszerował chwilę przez różnorodne korytarze, aż wyszedł z dworu i teleportował się ze specyficznym ukłuciem w pępku na ulicę Pokątną.

~DWÓR MALFOY’JÓW~
Po skończonym śniadaniu Narcyza zaproponowała zjedzenie deseru w bibliotece, lecz widząc upór w postawie byłej gryfonki zrozumiała, że są ku temu powody, dlatego też poszły do ogrodu. Hermionę zamurowało. Było tu tak pięknie, że nie wiedziała gdzie oko zawiesić. Rośliny rosnące w ogródku były niezwykle zadbane. Rosły tu róże, tulipany, goździki, bzy i wiele, wiele innych. Na środku postawiono okrągły, drewniany stół i kilka krzeseł wokół niego. Właśnie tam wraz z Narcyzą zasiadła Hermiona. Chwilę potem pojawił się skrzat z miseczkami pełnymi truskawkowo-czekoladowo-śmietankowych lodów. Były pyszne. Miona dawno nie jadła czegoś równie dobrego na upalne dni. Zjadła je tak szybko, że przez chwilę słychać było pisk wydobywający się z jej gardła. Było to rezultatem zmrożenia mózgu, na co pani Malfoy odpowiedziała życzliwym śmiechem. Była między nimi cieniutka nić porozumienia. Hermiona mogła nienawidzić blondyna, ale jego matki nie dało się tak po prostu nie lubić. Emanowała czystą radością, szczęściem i troskliwością. Szatynka czuła się przy niej nie jak w więzieniu, tylko jak na wspaniałych wakacjach u przyjaciółki. Postanowiła poznać ją trochę bliżej, by móc zrozumieć jej podejście do niej i innych mugolaków, ponieważ to nurtowało ją najbardziej. Jednak nie mogła zapytać o tak, dlaczego to robi, dlatego też postanowiła, że gdy zdobędzie jej zaufanie, to może sama Narcyza jej to powie.
- Przepiękny ogród. Jeden skrzat potrafi zorganizować sobie czas na tyle, by zajmować się domem i ogrodem?
Pani Malfoy roześmiała się serdecznie.
- Skrzat nie zajmuje się roślinnością. – uśmiechnęła się jeszcze szerzej – To moja robota. – dodała z zadowoleniem.
- Łaaaał – Hermiona wydała okrzyk niczym dziecko w sklepie z zabawkami – Ma pani prawdziwy talent i rękę do roślin.
- Dziękuję. Jest to moja pasja, tak jak twoja artystyczna część duszy. Opowiesz mi o tym?
- Oczywiście – odkrząknęła i zaczęła opowieść – Zaczęło się, gdy miałam dziewięć lat i tata zabrał mnie do galerii sztuk pięknych. Nie rozumiałam większości obrazów, ale byłam zafascynowana, że kilka plam na płótnie może być nazwane dziełem sztuki. Najbardziej spodobał mi się obraz narysowany na zwykłej, dużej kartce, który prezentował się w klasycznej ramie. Młoda kobieta siedząca na plaży wpatrywała się z zachodzące słońce ze łzami w oczach. Nie rozumiałam wtedy tego obrazu, ale byłam nim oczarowana. Wspaniałe wyczucie kolorów, cieni… coś wspaniałego. Było to w części galerii, którą rzadko kto zwiedzał. Dla mnie był to ulubiony segment. Od tamtej pory chodziłam tam regularnie. Na początku tylko patrzyłam i wymyślałam historię z nim związane, a potem wzięłam ze sobą kartki i ołówki, po czym zaczęłam odtwarzać ten obraz. Wie pani jak wyglądają prace dziewięciolatków. Moje wyglądały podobnie, ale z czasem rozwinęłam tę umiejętność. Gdy dostałam list z Hogwartu nie byłam tam ani razu… bardzo chciałabym znowu zobaczyć ten obraz. Może już go nie ma? Nie mam pojęcia… - skończyła z nostalgicznym spokojem.
Nastała cisza, która była pełna przemyśleń. Nie trwała ona długo, bo pojawił się skrzat, który oznajmił:
- Pani siostra przybyła odwiedzić Panią i Panicza Dracona.

 ~~~

Tak więcej ta dam!! :) Oto rozdział 5. Wiem, miał być wczoraj, ale troszkę go zaniedbałam, więc musiałam dzisiaj usiąść i go solidnie poprawić. Poznaliście tutaj trochę więcej Narcyzy i Dracona, co mam nadzieję się spodoba.
Zachęcam do czytania, komentowania, obserwacji bloga i Google+, aby żaden rozdział Wam nie umknął. Zapraszam również na mojego aska (link na bocznym pasku bloga), na którym możecie zadawać mi pytania.
Jeśli widzicie jakieś błędy, to napiszcie o tym, bo później bardzo mi to pomaga.

~~~

Pozdrawiam,

Sunny ♥