POWRÓT!
Stęskniłam się za
pisaniem tutaj i za namową i motywacją mojej kochanej przyjaciółki Ali (do której serdecznie zapraszam, ponieważ jest
początkującą i bardzo obiecującą autorką Dramione), postanowiłam znowu
nawiedzić ten blog i kontynuować historię Dramione. Stwierdziłam, że rozdziały,
aby były dynamiczne i przyciągały czytelników do siebie będą raz po raz krótsze
lub dłuższe (zależy od sytuacji panującej w tej opowieści). Poprzednio trochę
za bardzo przeceniłam swoje siły i często, żeby rozdziały były długie pisałam
bardzo rozlegle, czasami zdarzało mi się przynudzać. Także teraz postaram się
płynnie operować opowieścią, aby czytelnicy jak i ja, autorka byli
usatysfakcjonowani. Długo mnie nie było, więc pewnie wiele z Was zapomniało
jaka akcja toczyła się w tej opowieści, dlatego też podlinkuję tutaj prolog, a jeśli ktoś chce przejść od razu do historii
to zapraszam do przeczytania.
Życzę pozytywnego
odbioru. :)
~~~
Hermiona czuła gorące łzy na
swoich policzkach i urywany oddech walczący w jej piersi. Nie sądziła, że można
tak skrzywdzić człowieka… swoją własną córkę! Jak Pan Black mógł być taką
bezduszną bestią chcącą pokazać swoją wyższość w sposób niedopuszczalny.
Szatynka popatrzyła na zdjęcie, które trzymała w rękach. Na szkle widniało
kilka słonych kropelek z jej oczu. Starła je szybko rękawem bluzki, po czym
popatrzyła na Narcyzę, która z przymkniętymi powiekami walczyła o to, aby się
nie rozpłakać. Zdradzały ją jednak usta drżące z emocji. Hermiona objęła ją
jedną ręką i ścisnęła lekko.
- Leon… to ten chłopak ze
zdjęcia? To on dał Pani łańcuszek? – pomimo, że znała prawdę, chciała ustalić
to wszystko jeszcze raz na spokojnie.
Pani Malfoy otworzyła powoli oczy
i uśmiechnęła się delikatnie.
- Tak. Od niego dostałam to serduszko.
Ucieczka miała być naszym początkiem, nie końcem – uśmiech zamienił się w
grymas – Planowaliśmy zacząć wszystko od nowa. Znaleźć mieszkanie w świecie
mugoli, pracować, pobrać się i mieć dzieci. Jednak wszystko zniknęło tak szybko
jak się pojawiło. Leon był wspaniałym człowiekiem i nie zasłużył na taki los. Gdybym
wiedziała, że tak to się potoczy zostawiłabym go. Cierpielibyśmy, ale on by
żył. Nic już nie mogę zrobić. – wstała i podchodząc do komody dotknęła
opuszkami palców łańcuszek z serduszkiem – Było mi bardzo ciężko, ale nie
żałuję, że wałczyłam o miłość. Jeśli nie jesteś gotowy na miłość, jak możesz być gotowy
na życie?* - wyrecytowała Pani Malfoy odwracając się do Hermiony
pochłoniętej tą opowieścią – Później poznałam Lucjusza. – uśmiechnęła się lekko
– Na początku naszej znajomości, czyli dzień przed ślubem byłam niewiarygodnie
wredna. – zaśmiała się pod nosem – Zaimponowałam mu tym, choć on też nie chciał
się żenić z dziewczyną, którą znał tylko ze szkoły. Mimo wszystko
powiedzieliśmy sobie sakramentalne „TAK” i wtedy zaczęła się nasza przyjaźń. Nie
naciskaliśmy na siebie. Miłość przyszła z czasem. Pokochałam go za to, że
pomimo swojej wrodzonej arogancji czułam się przy nim bezpiecznie. Wiedziałam,
że ceni sobie moje zdanie i, że zawsze mogę na niego liczyć. Nie była to miłość
od pierwszego wejrzenia, choć muszę nadmienić, że Lucjusz był bardzo
przystojny. – Narcyza zachichotała ponownie – Owocem naszego związku był Draco.
Nie żałuję nic co jest związane z mężem i moim synkiem. Jesteśmy dobrą rodziną.
Kochamy się, nawet jeśli nie widać tego publicznie. – Hermiona zrozumiała
aluzję Narcyzy. Państwo Malfoy’owie nie afiszowali się z pozytywnymi emocjami,
ale było widać, że się kochają i szanują. – Wiesz dlaczego Ci o tym wszystkim
opowiedziałam? – spytała nagle kobieta.
Szatynka ocuciła się nieco i
zawstydzona swoim brakiem racjonalnego myślenia pokiwała przecząco głową.
- Mówię Ci o tym wszystkim,
ponieważ jesteś mugolaczką. Chcę Tobie jak i Draconowi uświadomić, że krew i
pochodzenie nie ma znaczenia. Ty to rozumiesz, ale on niekoniecznie. Zbyt długo
słuchał Lucjusza, żeby z dnia na dzień zmienić nastawienie do świata. Jednak tą
historią próbuję Ci pokazać, że ja nigdy nie byłam źle nastawiona dla ludzi
niemagicznych. Leon nauczył mnie szacunku dla wszystkich. – uśmiechnęła się i
podeszła do Hermiony ściskając jej wyciągniętą rękę – Obiecuję, że z mojej jak
i Dracona strony nie stanie Ci się żadna celowa krzywda. Jeśli będzie to
konieczne, zrobimy nieszkodliwe, teatralne rany, aby nikt nie domyślił się, jak
Cię traktujemy. – Narcyza uśmiechnęła się krzepiąco.
Aby nikt nie domyślił się, że
żyję i mam się dobrze – pomyślała szatynka ze zdziwieniem i wdzięcznością
wymalowaną na twarzy.
- Pani Narcyzo. – Hermiona zaczęła
krótko i rzeczowo - Ja… chciałabym powiedzieć, że jest Pani dobrą kobietą. Nie
sądziłam, że zaznam tyle dobra od rodziny Malfoy’ów. Cieszę się, że mogłam
Panią poznać od tej lepszej strony. – uśmiechnęła się i wstała w zamiarze
objęcia Narcyzy jedną ręką, bo w drugiej nadal trzymała ramkę ze zdjęciem.
- Dziękuję Ci Hermionko, to wiele
dla mnie znaczy. – wyszeptała Pani Malfoy – Draconem się nie przejmuj. Będzie
trochę arogancki, ale mu się znudzi i postawi na koleżeńskość – zapewniła
Narcyza, choć dziewczyna nie była do tego przekonana. Chłopak miał czas na
sympatię do niej już przez kilka lat szkolnych, lecz z nich nie skorzystał.
Nagle ma się to zmienić, tylko dlatego, że Hermiona jest u niego w domu?
Niemożliwe…
Nie wiedziała jednak, że kilka
pokoi dalej siedział Draco rozmyślający o młodej, nieznośnej, ale całkiem
ładnej gryfońskiej panience.
- Kilka minut później
-
Hermiona uśmiechnęła się ostatni
raz do Pani Malfoy i według jej zaleceń poszła na dół do jadalni, gdzie miała
zaczął się kolacja. Czuła się dobrze. Severus wyleczył ją na tyle, że nie czuła
nic prócz lekkiego szczypania, kiedy dotykała rany na policzku. Obiecano jej
też maść, po której ma szybko wrócić do zdrowia. Przy następnej wizycie
Nietoperza postanowiła spytać, czy zostanie jej blizna. Miała nadzieje, że nie.
Gdy stanęła przed drzwiami do jadalni zawahała się, ale ostatecznie szarpnęła
klamkę i pchnęła drzwi, aby wejść. Stół był już zastawiony. Serwis Państwa
Malfoy wyglądał wspaniale. Kieliszki do wina odbijały światło bijące z kominka.
Hermiona zapatrzyła się w płomień i przypomniała sobie wierzę Gryffindoru,
gdzie zawsze dbano o to, aby było ciepło i przytulnie. Uśmiechnęła się na to
wspomnienie, ale nie było jej dane w nim zatonąć, bo usłyszała za sobą złośliwy
głos.
- Zamierzasz wreszcie wejść, czy
wolisz torować przejście – głos należał do Dracona, co ocuciło Hermionę na
tyle, że odzyskała język.
- Myślałam, że fretki jedzą w
kuchni. – to pierwsze co jej przyszło do głowy. „Biała fretka” – to dobry temat
na zaczepkę. Zadziałało.
- Coś ty taka cięta Granger?
Powinnaś mi teraz dziękować, a nie się stawiać. – Draco spiął się na wzmiankę o
fretce. Nie lubił, gdy mu to przypominano. Wstydził się swojej młodzieńczej
histerii.
- Wiedziałam, że sobie nie
odpuścisz. – prychnęła zirytowana dziewczyna – Jednak muszę cię rozczarować, bo
nie zamierzam się przed tobą płaszczyć, Malfoy.– dodała szybko. Draco cieszył
się bardzo, że zdobył kolejny powód, aby zaczepić byłą gryfonkę. Uratował ją z
morderczych szponów Bellatriks, co będzie idealnym pretekstem, żeby wzbudzić w
dziewczynie poczucie dłużności.
- No co ty nie powiesz, Granger.
Już myślałem, że się czegoś nauczyłaś podczas tego krótkiego pobytu tutaj. –
zmrużył gniewnie oczy, przez co Hermiona podjęła walkę na spojrzenia. Gdyby
spojrzenia mogły zabijać… Jednak po chwili dziewczyna westchnęła głośno z
frustracji i choć w głowie mnożyły się różnorodne docinki uznała, że
przynajmniej dzisiaj ze względu na Narcyzę się opamięta. Bez słowa odwróciła
się na pięcie i ruszyła w stronę zastawionego stołu, by zająć miejsce plecami
do ściany, a przodem do kominka, by móc wpatrywać się w płomień podczas
ucztowania. Młody Malfoy był w szoku. Dziewczyna nie zaszczyciła go żadnymi
ciętymi ripostami. Czy to możliwe? Potrząsnął przecząco głową i z
niedowierzaniem poszedł w kierunku, w którym przed chwilą udała się dziewczyna.
Hermiona nalała sobie soku dyniowego, wzięła kilka tostów i podczas smarowania
ich dżemem rozpoczęła neutralny dialog:
- Rozmawiałam z twoją matką. To
bardzo ciepła i wspaniałomyślna osoba. – Draco po raz pierwszy od rozpoczęcia
posiłku spojrzał na szatynkę. Na wzmiankę o jego rodzicielce rozluźnił się
nieco i posłał w przestrzeń delikatny uśmiech. Wziął łyk wina, które wcześniej
nalał do przepięknego, kryształowego kieliszka i odpowiedział spokojnie:
- Wreszcie mówisz coś sensownego,
Granger. Masz rację, moja matka jest wspaniałą kobietą.
- Zawsze jak o niej mówisz jesteś
taki... taki normalny. – stwierdziła Hermiona. Była to prawda, bowiem kiedy
temat rozmów spływał na jego rodziców zachowywał się dojrzale i bardzo
inteligentnie.
- Normalny? Zawsze taki jestem,
Granger. To ty patrzysz na mnie zawsze jak na kogoś o niskim poziomie
intelektualnym. – Draco spojrzał na nią krzywo, po czym upił łyk wina.
- Twoim zdaniem jak mam na Ciebie
patrzeć? Tyle lat mnie gnębiłeś, poniżałeś i wyzywałeś od szlam. Dla mnie
jesteś rozwydrzonym chłopaczkiem, który szuka byle pretekstu, aby wyżyć się za
swoje marne, wredne życie! – zdenerwowana Hermiona z każdym słowem podnosiła
głos. Obietnicę szlag trafił i straciła nad sobą panowanie.
- Hola, hola Granger! Nie udawaj
takiej biednej i poszkodowanej. Sama masz cięty język i przy byle okazji
wydzierasz się na mnie, tak jak teraz. Jeszcze tylko wspomnijmy o uderzeniu
mnie w twarz na trzecim roku i twoim nieustannym i zapewne ulubionym hasłem,
czyli BIAŁA FRETKA. – Draco już nie dbał o taktowną rozmowę. Granger go
wkurzyła i ma prawo teraz na nią nakrzyczeć.
- Wiesz co?! Jesteś bezczelny!
Wypominasz mi uderzenie w twarz, a sam jesteś sobie winien. Gdybyś mnie wtedy
nie obraził nie doszło by do tego. Jesteś jak tykająca bomba, Malfoy. Wybuchasz
i pochłaniasz wszystko wokół. Tylko jest pewien problem, wiesz? – dziewczyna
spojrzała na niego złowrogo.
- Niby jaki, co? Oświeć mnie.
- Masz przed sobą granat, Malfoy.
Jeśli zniszczysz coś co jest mi drogie, to pamiętaj, że wciągnę cię na dno
razem z sobą. - po tych słowach Hermiona szybko dopiła sok, wzięła w dłoń jeden
kawałek tosta, ponieważ tylko tyle udało jej się usmarować masłem orzechowym i
z małym jedzeniem w ręku z podniesioną dumnie głową zmierzała ku wyjściu z
salonu (-jadalni).
Draco był zbulwersowany tym
naskokiem na niego, a następnie zimnym ignorowaniem. Tak nie może przecież być!
Wstał szybko i ruszył za byłą gryfonką. Był szybki, więc bez trudu ją doścignął
i chwytając za wolną rękę szarpnął na ścianę.
- Nie masz prawa mnie osądzać,
jasne?! Nie wiesz jaki jestem, więc nie oceniaj, bo guzik wiesz. – jego twarz
przybliżyła się do twarzy zszokowanej szatynki i patrzyli sobie w oczy. Jego
były zimne i złowrogie. Jej natomiast zdziwione i przestraszone.
- To mi wyjaśnij jaki jesteś,
Malfoy! Do cholery! – zbulwersowała się małą odległością między nimi i prawdą
słów bijących od chłopaka. Tak naprawdę nie znali się dobrze. Oprócz wyzwisk
nie wiedzieli o sobie praktycznie nic.
Blondyn zdziwił się jej
otwartością na szczerą rozmowę. Nie spodziewał się tego, ponieważ zawsze
kojarzył Granger z wybuchającą i irytującą osobę. Hermiona wykorzystała moment
jego zdezorientowania i odepchnęła lekko od siebie. Włożyła ostatni kawałek
tosta do buzi, po czym rozmasowała rękę ściśniętą przed chwilą przez Malfoya.
Widziała na jego twarzy zagubienie. Stracił swoją maskę opanowania i chłodu.
Był teraz taki normalny… taki prawdziwy. Patrzył smutnymi oczami na nią, ale
nic nie powiedział. Wyszedł bez słowa i po chwili słychać było jego kroki na
schodach prowadzących do góry. Hermiona jednak nie dała za wygraną.
- Teraz albo nigdy – powiedziała
sobie cichutko i pobiegła za nim.
*cytat użyty z piosenki SOKO (kliknij)
~~~
Rozdział 8 za nami, w
9 zacznie się dziać coś między naszymi wspaniałymi bohaterami. Postaram się,
aby był bardzo emocjonalny i przede wszystkim skupię się na głównych postaciach.
Zaraz zabieram się za pisanie kolejnego rozdziału, aby czytelnicy znowu nie
musieli czekać na nie wiadomo co.
Zapraszam do
komentowania, zadawania pytań na Ask’u (link w zakładce obok), obserwowania
mojego Google+, gdzie jeśli ktoś by chciał mogłabym wysyłać powiadomienia o
nowym rozdziale jak i obserwowania samego bloga, aby żaden post Wam nie umknął.
~~~
Pozdrawiam serdecznie
Sunny <3