niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 7- Malfoy?! On jest miły?!

Hermiona obudziła się przerażona i pierwsze co zarejestrował jej wzrok to wpatrzone w nią czarne jak noc oczy Snape’a. Z krzykiem wbiła się głębiej w poduszkę i szybko przesunęła się na koniec łóżka. Była oszołomiona… najpierw Bellatriks, teraz Nietoperz?! Pamiętała tylko przeraźliwy ból wydobywający się z jej ciała i śmiech tej wstrętnej kobiety. Bella była szczęśliwa z tego, że tak uszkodziła młodą, niewinną dziewczynę. Potem Hermiona straciła przytomność i widziała tylko ciemność. Nie czuła tych bolesnych zaklęć, ani szczypania policzka. Była tylko ona i jej umysł – spokojny i odpoczywający. Chciała, aby tak było zawsze, żeby już nie musiała czuć tylu negatywnych emocji w tym na pozór pięknym i miłym domu, który kryje wiele złych rzeczy. Gdy się obudziła myślała jeszcze, że był to tylko okrutny sen i że zaraz pani Weasley zawoła ją na śniadanie, które wysyła swój piękny zapach po całej Norze. Jednak bardzo się pomyliła. Leżała w swoim nowym łóżku w towarzystwie byłego nauczyciela Eliksirów, który zawsze był skory do poniżania gryfonów. Chciało jej się płakać, bo teraz wiedziała, że może jej zrobić coś dużo gorszego niż minusowe punkty dla domu, czy szlaban. Pomrugała kilka razy wilgotnymi od łez powiekami, aby nie wydostały się poza jej oczy i  nie okazywały jak bardzo się boi. Jakie było jej zdziwienie, gdy Snape odsunął się znacznie i powoli wstał zbierając swoją długą, czarną szatę z łóżka. Odwrócił się do swoich towarzyszy, których dopiero teraz Hermiona zauważyła. Narcyza patrzyła na nią bardzo intensywnie. Pełna współczucia i ciepła, które od niej biło kierowała się do Severusa z uśmiechem. Szatynka już nie wierzyła w jej pozytywne emocje… nie po tym jak ją potraktowała i zostawiła na pastwę losu jej chorej psychicznie siostry. Draco poruszył się nieznacznie i oparty o framugę drzwi wpatrywał się w twarz Hermiony. Mina blondyna nie wyrażała żadnych emocji. Patrzył w skupieniu nic nie mówiąc. Patrzył… tylko patrzył. Dziewczyna poczuła się nieswojo z tym chłodnym, a zarazem rozpalającym ją od środka spojrzeniem, więc skupiła się na Narcyzie i Nietoperzu. Pierwszy odezwał się mężczyzna.
- Wydaję mi się, że moja praca jest skończona. Panna Granger się obudziła także może być już tylko lepiej…
 Jak zwykle użył tego lodowatego głosu… – pomyślała Hermiona.
- Jak to skończona Severusie?! Przecież jej blizna jest jeszcze bardzo widoczna! –stwierdziła z wyrzutem pani Malfoy.
- Nie mogę nic więcej zrobić. Muszę iść do swojej pracowni, aby zrobić specjalną maść. Jeśli chodzi o zaklęcia to tyle. – odwrócił się lekko i popatrzył na kamienną twarz Hermiony – Jak znam pannę Granger czeka was teraz wykład o nietolerancji, nieposzanowaniu dla słabszych i brak ogólnego szacunku istot żywych. – spojrzał znowu na Narcyzę, tym razem z lekkim uśmiechem. – Nie zazdroszczę wam tego, ale chyba powinniście wszyscy porozmawiać o tym co jest prawdą, a co nie.
Pani Malfoy w skupieniu trawiła wszystkie słowa, aż w końcu uznała, że czas coś wtrącić.
- Masz rację Severusie… dziękuję ci za wszystko co dla nas robisz.
- Pomogę zawsze, gdy będę mógł. Przyjdę jutro z gotową substancją na jej bliznę. Teraz muszę już iść, do widzenia Narcyzo – uścisnęli sobie dłonie. Snape podszedł do drzwi i poklepał Dracona po ramieniu, a na twarzy wypłynął mu ironiczny uśmiech. Po tym krótkim geście wyszedł i usłyszeli świst teleportacji.
Została po nim głęboka cisza przerywana długimi oddechami Hermiony. Nagle obudził wszystkich śmiech blondyna, który z niewiadomych powodów zaczął kręcić przecząco głową.
- Ciesz się Granger, że ci twarzy nie urwało. – i ze śmiechem pełnym pogardy wyszedł z pokoju.
Hermiona już nie kryła łez żalu, smutku i złości. Łkała cichutko, aż po chwili poczuła ciepłe ramiona otaczające jej ciało. Narcyza powoli kołysała szatynkę, głaszcząc jej plecy w uspokajającym geście.
- Przepraszam cię… - zaczęła Pani Malfoy – nie chciałam, aby tak wyszło. Bella nie uprzedziła mnie, że przybędzie węszyć w twojej sprawie.
- W mojej sprawie? – wyjąkała Hermiona.
- Myślałaś, że naprawdę przyszła po tą książkę? To był jej kolejny idiotyczny pomysł, aby sprawdzić, czy jesteś torturowana, czy może cała. Gdybyś była cała doniosłaby o tym Czarnemu Panu, a wtedy my zostalibyśmy straceni, a ona awansowałaby na wyższy szczebel.
Hermiona przestała już płakać i odsunęła się lekko od Narcyzy, aby spojrzeć jej w oczy.
- Czyli tutaj chodziło tylko o głupią pozycję w randze wężowatego potwora?! Zostałam torturowana, bo Bellatriks chciała dostać awans?!
- Uspokój się, proszę… - kobieta ścisnęła lekko ramiona dziewczyny i patrząc jej w oczy dodała - Tak, podejrzewam, że zrobiła to ze złości, że jej plan nie poszedł tak jak chciała.
- Więc dlaczego Pani… - szatynka połknęła gulę ciążącą jej w gardle - ... Dlaczego Pani mnie skrzywdziłaś?
- Zrobiłam to tylko dlatego, żeby cię chronić.
- Nie rozumiem… - dziewczyna nie wiedziała co myśleć o tej sprawie. Pomimo mądrości nie umiała sobie wyjaśnić powodu, dla którego można było ją ratować poprzez przecięcie skóry.
- Zrobiłam tobie te kilka ran, aby Bella zobaczyła, że my również wprowadzamy różnego rodzaju kary dla ciebie. Gdyby tego nie zobaczyła, to zabiłaby cię od razu, a nas postawiła przed Czarnym Panem.
- Ochroniła mnie pani… tylko dzięki pani w tych trudnych chwilach jeszcze żyję. – Hermiona przytuliła się mocno do Narcyzy kładąc głowę na ramieniu oraz szepcząc – Jednej sprawy nie rozumiem… dlaczego w czasie tortur Bellatriks zakończyła swoje działania skoro miała możliwość mnie dobić.
- Nic nie pamiętasz? – zdziwiła się pani Malfoy odsuwając od siebie dziewczynę.
- A powinnam? – Miona była chyba jeszcze bardziej zdezorientowana niż kiedykolwiek. Zawsze znała na wszystko odpowiedź – ZAWSZE. W tym dworze jej umysł nie pracuje już tak sprawnie i przez cały czas coś ją zaskakuje.
- Cóż, zważywszy na relacje w tym domu byłoby to istotne, abyś wiedziała jak to się skończyło… Gdy Bella przyłożyła do twojego policzka rozgrzany metal strasznie krzyczałaś. Draco właśnie wrócił do domu i usłyszał twoje wołanie, jak zresztą i ja, ale nie mogłam ci pomóc, ponieważ byłam po drugiej stronie domu. – popatrzyła na Hermionę przepraszająco – Draco wbiegł do salonu i sparaliżował moją siostrę tak, aby nie mogła cię już skrzywdzić. Potem zabrał cię na górę. Do momentu, w którym Severus cię nie uleczył byłaś nieprzytomna.
Hermiona była skołowana. Nie mogła uwierzyć, że coś takiego miało miejsce. Wiele w życiu przeszła i wiedziała, że tacy ludzie jak Malfoy się nie zmieniają. Tym bardziej nie w kilka dni. Najbardziej zdziwiło ją to, że skoro blondyn ją uratował, to dlaczego przed chwilą znów ją obraził i nic nie powiedział na temat tego, że teraz będzie jego dożywotnią dłużniczką.
Nie chwal dnia przed zachodem słońca – powiedziała sobie w myślach dziewczyna, ponieważ wiedziała, że Malfoy jeszcze upomni się o swoją nagrodę.
Drugą rzeczą nie z tej ziemi, był fakt, iż wziął ją na ręce. Ta głupia fretka dotknęła SZLAMĘ?! Jest to nieprawdopodobne. To tak jakby postać grająca czarny charakter zaprzyjaźniła się z super-bohaterem i razem ochraniali świat. Chociaż z innej strony… dlaczego Narcyza miała by kłamać? Po dłuższej chwili milczenia dziewczyna wypaliła:
- Malfoy?! On jest miły?!
- Jak widać tak… twoja obecność w tym domu zmienia go. Wydaje mi się, że na lepsze. – uśmiechnęła się leciutko na myśl o dobrym synu -  Stał się bardziej pomocny i chętny do rozmów. Kiedyś był cichy, zamknięty w sobie… i smutny. Cieszę się, że pomimo sytuacji jaka cię tu przyniosła wciąż jesteś pełna dobrej energii. – Narcyza uśmiechała się do niej, ale po chwili przestała i powiedziała poważniejszym tonem. – W tym domu nikt cię nie skrzywdzi. Może i jesteśmy w szeregach Czarnego Pana, ale to nie zmienia faktu, że wierzymy w zwycięstwo dobrej strony - twojej i twoich przyjaciół. Możesz być zdziwiona, ale my nigdy nie chcieliśmy być po tej stronie, co jesteśmy teraz. To kolejny z błędów Lucjusza, za które musimy wszyscy ponieść konsekwencje. Nie bez powodu jesteś tutaj. Cała akcja była zorganizowana według naszego planu. Na szczęście wszystko się udało i ty oraz twoi towarzysze trafili do osób dobrych, nie mających powodów karania was za pomocą tortur. Działamy po tej samej stronie Hermiono - ty otwarcie, my w tajemnicy.
Szatynka intensywnie trawiła każde słowo, aż zdobyła się na odwagę, by powiedzieć:
- Czy ja dobrze zrozumiałam? Pani i… Draco jesteście po stronie Zakonu? Blaise, Pansy i inni też?
- Tak. – uśmiech powrócił na jej twarz – Cieszę się, że już wszystko wiesz. To ciężkie, gdy chce się współpracować z kimś, kto nie jest świadomy sytuacji, która go otacza. Teraz już wiesz Hermiono… jesteśmy z wami.
Dziewczyna nic już nie powiedziała, tylko ze łzami, które miały w sobie tyle skrajnych emocji przytuliła się do Narcyzy i nie zamierzała jej puścić przez długi, długi czas.
W pewnym momencie pani Malfoy powiedziała.
- Jest jeszcze coś, czym chciałabym się z tobą podzielić… - szatynka spojrzała na nią pytająco. - Pewnie skrzat podczas oprowadzania cię po domu wspomniał, o pokoju zamkniętym dla innych oprócz mnie, prawda?
- Tak, mówił o pomieszczeniu na końcu korytarza.
- Pójdź tam ze mną proszę… muszę ci coś pokazać.
Dziewczyna pokiwała twierdząco głową i obie zebrały się z łóżka, by razem wyjść z pokoju i skierować swoje kroki w stronę tajemniczego pokoju. Przed drzwiami Narcyza nabrała głęboki oddech, przekręciła klamkę i oczy Hermiony rozszerzyły się z podekscytowania.

~~~

Pam pam parapam pam! Rozdział 7 gotowy!

- Tak, wiem, że jest krótki, ale dopiero się rozkręcam po powrocie do Was

W pierwszej kolejności chcę przeprosić, że tak długo nic nie wstawiałam. Na swoje usprawiedliwienie mogę napisać, że nie miałam zbytnio czasu, ponieważ miałam sporo nauki, a weekendy były pozajmowane przez różne uroczystości.

Druga sprawą jest fakt, iż zbliżamy się do tajemniczego pomieszczenia, o które wiele osób się pytało :) Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał. Zostawcie koniecznie komentarze z wszelkimi uwagami. Zapraszam na mojego aska, Google+ i obserwowania mojego bloga, aby żaden post Wam już nie umknął.

~~~

Uwaga! Mam prośbę, aby na ASK'u używać właśnego konta, a jeśli ktoś takowego konta nie posiada, to proszę, aby po zadaniu pytania napisać swój nick z blogspota, abym mogła zobaczyć kto się interesuje blogiem, postami itp. Taka mała prośba, mam nadzieję, że to nie będzie problem ;)

~~~

Dziękuję serdecznie!

~~~

Pozdrawiam,
Sunny ♥

sobota, 1 listopada 2014

Miniaturka: DZIEŃ GROZY

Był to dzień ważniejszy niż wszystkie inne w roku. Miał on na zawsze zmienić los pewnego chłopaka, który odkrył coś czego nie powinien nigdy poznać…

~~~

31 października nie był lubianym dniem wśród czarodziejów. Mugole szydzili z czarownic dolepiając im krzywe, długie nosy pełne ogromnych krost. Wilkołaki uchodziły za kartonowe maski z białymi kłami zrobionymi z krepy. Wampiry… wampiry to inna bajka! Duchy nie były prezentowane jako dumne postaci historyczne płynące w powietrzu ku poszukiwaniom wiecznego spoczynku… były to zwykłe dzieciaki zawinięte w prześcieradło, które najpierw przeszło kurację tworzenia dziurek na oczy. Magiczni ludzie nie lubili tego święta, czuli się przez nie ośmieszani. Jeszcze większą pogardę do Halloween miała arystokracja czystej krwi. Uważali bowiem, że haniebnym czynem jest utrzymywanie szlam przy życiu, a co dopiero pozwalanie im na parodiowanie ich świata. Jednak była rodzina, która nie udzielała żadnej opinii na temat tego dnia, ponieważ krył on pewną wstydliwą tajemnicę jaką nie lubili się chwalić. Rodzina Malfoy od zawsze nie uczestniczyła w żadnych balach, które organizowano dla czarodziei w zastępstwie za tamto okrutne święto. Zamykali się w domu i przez cały dzień, aż do następnego poranka nie otwierali nikomu drzwi.
Blaise Zabini obudził się wyjątkowo wcześnie, ponieważ miał pewien plan, aby w tym dniu wydarzyło się coś innego niż siedzenie w swoim pokoju i spoglądanie w sufit. Za jakieś pół godziny miał wybrać się do swojego przyjaciela ze szkoły, Dracona Malfoy’a. Obaj postanowili spędzić ten dzień razem przy ognistej whisky i dobrej grze w karty. Wyszedł z pokoju ubrany w jeansy, granatową koszulkę i ciemne trampki. Gdy schodził na dół, aby wraz z matką zjeść śniadanie zobaczył ją jak w ciągłym biegu chodziła z pomieszczenia do pomieszczenia. Ciemnoskóry chłopak od razu się nachmurzył. Wiedział, że ten dzień jest dla jego matki stresujący z powodu wielkiego balu organizowanego przez jest przyszłego partnera, ale to nie oznacza, że ma się miotać po domu jak nawiedzona… może to niezbyt korzystne określenie jak na dzisiejsze Halloween. On nie wybierał się na tą imprezę, ponieważ nie tolerował tego wkurzającego, nadętego buca, który myślał tylko o pieniądzach i dobraniu się do jego matki. Zignorował jednak to zamieszanie i wszedł do jadalni, gdzie w spokoju zamierzał zjeść śniadanie. Sięgnął po Proroka Codziennego, który leżał na stole świeżo przyniesiony przez skrzata domowego. Blaise nigdy nie umiał usiąść w jadalni i wraz z matką porozmawiać od serca o swoich osiągnięciach, czy porażkach. Zawsze było to dwudziesto minutowe milczenie, dlatego też już od kilku lat stosował taktykę czytania, aby nie musieć być winnym za tą niezręczną ciszę. Po zjedzeniu kilku tostów i wypiciu kawy wstał i pomaszerował przez korytarz, aby założyć swój płaszcz wyjściowy. Oznajmił głośno, że wychodzi i teleportował się do Malfoy Manor. Przeszedł w spokoju krótki odcinek dróżki, aż doskoczył do kołatki i zastukał nią trzy razy. Po chwili usłyszał krzątanie się w holu i otwarcie zamków chroniących drzwi. Ujrzał w nich swojego przyjaciela, Dracona. Był on ubrany w czarne spodnie i białą koszulę. Jego rozwichrzone włosy odejmowały mu lat. Obaj spojrzeli po sobie w skupieniu. Gdy Draco już zapraszał gestem dłoni, aby Blaise wszedł do środka, ni stąd ni zowąd pojawiła się matka blondyna, która szła zdecydowanym krokiem w ich stronę. Ciemnoskóry chłopak kulturalnie przywitał się z Panią Malfoy i gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi prócz przeszywającego go wzroku zdziwił się nieco, ponieważ ta kobieta zawsze pałała kulturą i wdziękiem.  Teraz prezentowała się jako zagubiona dziewczynka, która nie wiedziała w jaką stronę uciec, aby uniknąć tej krępującej sytuacji. Chłopacy jednak nie zwracali już na nią uwagi, tylko skierowali się ku górze, aby w spokoju zająć się swoimi sprawami, czyli grą w pokera.
Minęła godzina szesnasta i brzuchy młodych panów wydały z siebie głośny sygnał głodu. Draco stwierdził, że nie ma sensu kończyć partii w połowie gry, więc zaproponował, że pójdzie na dół po coś do jedzenia. Blaise zdziwił się trochę, że nie poprosił o to skrzata, ale nie zapytał o to. Młody Malfoy długo się nie pokazywał, więc postanowił zająć czas zwiedzaniem piętra. Był tu wiele razy, ale teraz skoro nikt nie patrzył mógł wreszcie zobaczyć wnętrze pokoju, który zawsze był zamknięty dla gości. Popatrzył chwilę przez barierkę schodów, czy aby nikt nie nakryje go na tym złym uczynku i pewny swojej szansy ruszył na koniec korytarza ku tajemniczym drzwiom. Stanął przed nimi, odetchnął dwa razy i przekręcił gałkę. Ani drgnęła. Wyciągnął więc różdżkę i użył zaklęcia otwierającego. Odpowiedział mu cichy zgrzyt mechanizmu zamka. Pchnął je lekko i stanął jak wryty. Zobaczył Narcyzę siedzącą do niego tyłem. Nie oddychała - była nieruchoma. Zaniepokojony Blaise podszedł powoli i drżącą rękę położył jej na ramieniu mówiąc:
- Pani Narcyzo… co Pani tutaj robi? – rozejrzał się nerwowo i zarejestrował ciemność – I to po ciemku?
Kobieta nie zareagowała od razu. Odwróciła się bardzo powoli, a gdy była już zwrócona twarzą do chłopaka jej oczy zapełniły się czernią.
- Jasna cholera! – wrzasnął przestraszony Blaise i odruchowo cofnął rękę – Co pani jest?!
W odpowiedzi twarz Narcyzy wykrzywił grymas złości. Syknęła ukazując rząd śnieżnobiałych kłów, po czym ruszyła powolnym krokiem w stronę ciemnoskórego chłopaka. Ten cofnął się z wrzaskiem, ale nie przewidział, że potknie się o własne buty i runął jak długi. Cofał się na czworakach, aż dotknął coś na kształt butów. Wrzasnął znowu i odwrócił pełny strachu głowę, by ujrzeć nogi swojego przyjaciela. Już chciał mu dziękować za ratunek, gdy ponownie usłyszał syk z gardła kobiety.
- Mamo, opanuj się! – krzyknął zirytowany chłopak – Straszysz go, nie widzisz?!
Przez chwilę twarz Narcyzy rozjaśniała, ale potem znowu stała się tym potworem co wcześniej. Tymczasem Blaise wstał i schował się za synem tej dziwnej kobiety.
- ZAMKNIJ DRZWI!!! – wysyczała Pani Malfoy. Lecz nie był to jej głos, tylko jakiegoś demona, który ją opętał.
- Spokojnie, już zamykam. – Draco uciszył matkę ruchem ręki.
Zamykając pokój przekręcił gałkę najdelikatniej jak tylko potrafił i przetarł zmęczoną twarz dłonią. Blaise nie był aż taki spokojny i wypalił z krzykiem:
- Na brodę Merlina! Co to miało być?! Wy sobie ze mnie jaja robicie, czy co?! Dzięki Draco za grę, ale już pójdę… jestem zmęczony… - zestresowany chłopak aż trząsł się z emocji. Obrócił się na pięcie i ruszył w stronę schodów prowadzących na parter.
- Diable, czekaj! – zaalarmowany blondyn ruszył za nim.
Tamten jednak nie słuchał przyjaciela i gdy od parteru dzieliło go już kilka stopni usłyszał kolejny syk w prawej strony. Odwrócił się w tę stronę i ujrzał Lucjusza w podobnej pozie co jego żona, a jego oczy zionęły głęboką czernią. Blaise krzyczał tak głośno, że aż sam nie mógł wytrzymać wysokości dźwięku wydobywającego się z jego gardła. Odskoczył jak najdalej tylko potrafił i ruszył biegiem do drzwi. Starszy mężczyzna był jednak szybszy i swoim zmodyfikowanym głosem zaśmiał się upiornie i powiedział:
- Już nas opuszczasz?! Draco mówił, że zostaniesz na kolacji. Szczerze powiedziawszy też miałem taką nadzieję, bo Twoje ciało wygląda naprawdę smakowicie… - mówiąc to oblizał teatralnie usta, a gdy Blaise cofał się ze strachem, on podążał za nim wyginając palce rąk pod dziwnym kątem. To nawet nie były palce, tylko szpony! Chłopak chwycił za pierwszą lepszą rzecz jaką złapał w ręce. Okazało się, że był to parasol. Z dwojga złego, może i to będzie dobrą bronią – pomyślał zestresowany. Lucjusz rzucił się z upiornym krzykiem celując ręce w stronę klatki piersiowej Diabła. Ten jednak szybko otworzył parasol rozciągając go na całą jego szerokość. Gdy Pan Malfoy odskoczył uderzony szpikulcem znajdującym się na środku ,,broni”, Blaise wykorzystał moment by uderzyć go jeszcze raz. Myślał, że załatwił tym sprawę i ruszył przerażony w stronę drzwi. Nie przewidział jednak, że starszy mężczyzna po mimo pobicia będzie silny i zręczny jak gdyby nic się nie stało. Złapał chłopaka za kostkę i szarpnął w swoją stronę. Diabeł uderzył głową z całej siły o posadzkę. Zakręciło mu się w głowie i nie mógł złapać oddechu. Poczuł jak z nosa spływa mu strużka krwi. Nie miał jednak czasu na otarcie tej substancji, ponieważ musiał ratować własną nogę, którą Lucjusz zamierzał w tej chwili ugryźć. Blaise nie myślał już racjonalnie. Nie wiedział co jest normalne, a co nie. Działały w nim teraz tylko instynkt i chęć przetrwania tego koszmaru. Wyszarpnął się więc Panu Malfoy’owi i zaczął obijać go pięściami na oślep, byle tylko zadać cios. W trakcie tej czynności usłyszał jak na piętrze wydobywają się głośne syki i drapanie drzwi. Ciemnoskóry chłopak był przerażony. Wiedział dobrze, że Narcyza w końcu upora się z tymi paroma deskami drewna i pobiegnie pomóc mężowi. Draco też może to zrobić. Gdzie do cholery jest Smok?! – pomyślał zirytowany Blaise. Nie widział go w takiej postaci jak jego rodzice, więc może jest ,,normalny”. Przez swoje rozkojarzenie, Diabeł został obalony na plecy. Lucjusz cały poobijany zaczął szarpać pazurami ciało i ubranie chłopaka. Na szczęście dzięki systematycznemu uczęszczaniu na siłownię (Wreszcie mugole się na coś przydali.) potrafił kontrolować każdy mięsień, aby wykorzystać go w walce. Gdy odwrócił kota ogonem i to on siedział na Panu Malfoy’u bijąc go wszędzie gdzie popadnie. Usłyszał kroki na schodach, a raczej zlatywanie dzikiego kota. Narcyza szykowała się do skoku, gdy Blaise w porę uchylił się i kobieta zaatakowała własnego męża. Zawtórował jej pisk wydobywający się z gardła mężczyzny. Musiała mieć niezły chwyt – pomyślał Diabeł. Nie czekał jednak na rozwinięcie się akcji i podbiegł do drzwi wyjściowych. Były zamknięte! Przestraszony jeszcze bardziej, o ile było to jeszcze możliwe nie pomyślał ani razu o użyciu różdżki, choć mogłoby mu się to przydać. Rzucił się więc w stronę jadalni. Gdy przekroczył próg od razu zatrzasnął drzwi i zabarykadował się komodą stojącą blisko niego. Odetchnął z ulgą w momencie, gdy Państwo Malfoy nie mogli poradzić sobie z przeszkodą i nie wtargnęli do środka. Zamknął twarz w dłoniach i potarł ją kilka razu. Potem odwrócił się i stanął jak wryty. Przy stole na jednym krzeseł siedział Draco. Nie wyglądał jak potwór, więc ciemnoskóry chłopak niepewnie skierował się w jego stronę.
- Smoku, co tu się u diaska dzieje?! Twoi rodzice stali się jacyś nawiedzeni. Ja mam ręce całe od krwi twojego ojca, bo biłem go tak mocno jakby był moim wrogiem!!
- Blaise, Blaise, Blaise… ty mały, niemądry chłopczyku – Diabeł zatrzymał się w pół kroku i oblał go zimny pot. Nie był to głos blondyna, tylko ten sam upiorny i zmodyfikowany co w przypadku reszty Malfoy’ów. – Mama nie nauczyła cię, że nie wolno zaglądać tam gdzie zakazane? – mówiąc to wstał powoli i ruszył wolnym krokiem w stronę Zabiniego. – Mówiłem tobie wiele razy, że do tego pokoju się NIE WCHODZI – zrobił nacisk na ostatnie słowa. – A ty co zrobiłeś? Jedna wolna chwila, gdy spuściłem cię z oczu, a ty lecisz tak z impetem…  i widzisz moją matkę w niekomfortowej sytuacji, a potem co robisz? Chcesz tak po prostu sobie pójść?! – był już twarzą w twarz z przyjacielem, który oddychał z trudem. – Nie można tak po prostu sobie stąd odejść. Przykro mi, Blaise. – kończąc swoją wypowiedź otworzył usta ukazując te same kły, co reszta jego rodziny i syknął prosto na Diabła. Ten jednak nie czekał, na to co się wydarzy, tylko jak najszybciej odskoczył od ,,przyjaciela” i stanął przy oknie, które próbował otworzyć. Ani drgnęło. Gdy już próbował wyciągnąć różdżkę, by użyć zaklęcia otwierającego, tak jak w przypadku drzwi na górze, Draco podszedł do drzwi prowadzące do holu i popchnął komodę tak, że udostępniła ona wejście do pomieszczenia. Klamka powoli skierowała się ku dołowi. Do pokoju weszło małżeństwo Malfoy i stanęli przy swoim potomku. Potem popatrzyli w stronę Blaise’a i ruszyli wolnym krokiem w jego stronę.
- Jeśli myślałeś…
- …że uda ci się stąd uciec…
- … to się grubo myliłeś. – wymieniali się tym zdaniem na przemian, co dało jeszcze mroczniejszy efekt niż same słowa. Kończąc tę wypowiedź ruszyli biegiem w stronę chłopaka wystawiając szpony. Blaise widział potem tylko ciemność.

Otworzył oczy, nabrał powietrza i z pozycji leżącej przybrał siedzącą. Jego plecy były sztywne, a każdy mięsień napięty jak struna w dobrze nastrojonej gitarze. Rozejrzał się z bijącym ciężko sercem po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Był to jego pokój. Wszystko tutaj było jego własnością: meble; plakaty znanych graczy Qudditcha; medale, które zdobył w szkole za swoje osiągnięcia sportowe i gadżety w barwie Slytherinu oraz łóżko, na którym się siedział. Blaise popatrzył w dół i zobaczył, że na swojej koszulce ma porozsypywane różnego rodzaju żelki koloru niebieskiego. Nastąpiła chwila intensywnego myślenia, aż wreszcie chłopak uderzył się z całej siły w głowę mówiąc na głos:
- ŻELKI HALUCYNKI! – stwierdził z niedowierzaniem. – Nigdy więcej już nie będę chodził po domach i żebrał o słodycze… NIGDY! – i klapnął z powrotem całym ciałem na łóżko.

~~~

Chcieliście żelki? Macie żelki! :)
Wiem, że napisałam w niektórych komentarzach, że się nie pojawią, ale dopiero pod koniec opowiadania wpadł mi do głowy ten pomysł! Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo to moja pierwsza w życiu miniaturka, dlatego też proszę o wyrozumiałość. ;) Zachęcam do zadawania pytań, komentowania i obserwowania.
Miniaturka miała pojawić się wczoraj z datą 31 październik, ale nie wyrobiłam się w czasie, ponieważ byłam w kinie na seansie halloween’owym. Mam nadzieję, że wybaczycie! :)

~~~


Pozdrawiam,

Sunny ♥