W tym samym czasie daleko od tego brudnego i nieprzyjemnego
miejsca była rodzina. Rodzina ta nie była zbyt bogata, ale nie czuli się przez
to gorsi. Mieli bowiem coś więcej niż pieniądze, mieli siebie i swoją miłość.
Rodziną tą byli Weasley’owie. Byli oni rodziną czystej krwi, choć nie
obchodziło ich to, ponieważ uważali, że takie coś jak gorszy status społeczny
jest całkowicie zbędny. Artur i Molly Weasley to kochające się małżeństwo
czarodziejów. Owocami tej miłości są ich dzieci. Jak to z genami bywa,
odziedziczyli po rodzicach rudy kolor włosów i piegi. Mieli wiele przyjaciół,
takich jak sam HARRY POTTER lub ALBUS (PERSIWAL WULFRYK BRIAN :>) DUBLEDORE!
Ich dom nie zaliczał się do tych urodziwych, lecz ciepło i bezpieczeństwo,
które im dawał wiele znaczyło. Oczywiście jak w każdej rodzinie były spory i
kłótnie, ale mijały one tak szybko jak się pojawiały. Na piętrze domu był pokój
najmłodszej z Wealey’ów – ich córki Ginevry (lepiej mówić do niej Ginny,
przynajmniej wtedy nie postraszy Was upiorogackiem J!). Po mimo małej ilości
funduszy rodzinnych potrafiła zawsze świetnie wyglądać i podkreślić to, co w
jej urodzie jest najładniejsze – a mianowicie piękne, choć czasem upiorne
zielone oczy... można by stwierdzić, że ma coś z kota, dzikiego kota. Swój
pokój dzieliła ze swoją najlepszą przyjaciółką – Hermioną Granger,
najmądrzejszą uczennicą od czasów Roweny Ravenclawe. Dziewczyna zmieniła się od
czasów ukończenia szkoły, inaczej patrzy na świat oraz inaczej postrzega samą
siebie. Już nie ubierała się w za duże swetry otoczone burzą splątanych ze sobą
brązowych włosów. Teraz wyglądała jak piękna, młoda kobieta, która wie czego
chce i ile jest warta. Siedziała właśnie przy toaletce kończąc swój delikatny,
ale obowiązkowy makijaż, czyli korektor pod oczy, maskara na długie, ciemne
rzęsy, wiśniowy błyszczyk do ust oraz róż na policzki. Popsikała się mgiełką
truskawkową i wpatrywała w swoje odbicie. Widziała atrakcyjną nastolatkę, z
długimi już nie splątanymi, a lekko falowanymi włosami. Do tej pory dziękowała
Merlinowi, a właściwie Ginny, że znalazła ten eliksir-szampon, który teraz cały
czas używała i jest nim zachwycona. Idąc dalej zobaczyła ładnie wydepilowane
łuki brwiowe, które nie są już tak zaniedbane jak kiedyś. Pod nimi zauważyła
wielkie czekoladowe oczy, błyszczące szczęściem niczym reflektory na koncertach
mugolskich. Cieszyła się, ponieważ wreszcie skończy trudny dział w swoim życiu
miłosnym… ale o tym potem! Niżej zgrabny nosek, a jeszcze niżej pięknie
wykrojone, malinowe usta. Widziała, że dziewczyna, której się przyglądała
uśmiechała się do niej z tym samym blaskiem. Pojawiły się słodkie dołeczki w
zaróżowionych policzkach. Hermionę z transu obudziła Ginny, która chciała
dostać się do toaletki.
- Mionka! No ruszaj się, bo nigdy nie wyjdziemy na
śniadanie! – powiedziała rozżalonym głosem rudowłosa.
- Denerwuję się… wiesz... na dole pewnie spotkam Rona i… -
urwała speszona – nie chcę, żeby miał do mnie pretensje, ale też nie chcę go
okłamywać… - zebrało jej się teraz na histerię.
Nie płacz głupia! Sama się w to wpakowałaś, choć wiedziałaś,
że nic do niego nie czujesz! – myślała rozgorączkowana szatynka.
- Hermiono. – zaczęła zdecydowanym głosem Ginny – Wiem, że
to mój brat, ale wiem też, że Ty jesteś dla mnie ważna… o ile nie ważniejsza!
Dlatego też jestem po Twojej stronie i myślę, że dobrze robisz mówiąc mu o zakończeniu
tego związku… - skończyła łagodnym głosem, po czym przytuliła przyjaciółkę.
Jeszcze chwilę porozmawiały na temat tego co mogą dziś zrobić
i z uśmiechami na twarzach zeszły na dół. W kuchni byli już prawie wszyscy.
Pani Weasley kręciła się to tu to tam podając coraz to nowsze przysmaki. Prawdziwy
skarb – pomyślała Hermiona patrząc na matkę rudzielców. Dziewczyny przywitały
wszystkich serdecznie, po czym usiadły, aby zacząć zajadać tosty z dżemem.
Hermiona ugryzła pierwszy kęs, po czym zorientowała się, że nie ma Harry’ego… i
Rona. Jej zdezorientowanie szybko uległo zmianie, gdy do kuchni weszli chłopcy.
Ron od razu kierował się do krzesła obok Miony, aby pocałować ją w usta. Dziewczyna
wymijająco zatkała się tostem, więc chłopak musiał nacieszyć się policzkiem.
Hermionę drażniło bardzo, że Jej ,,chłopak” pozwala sobie na tak bezpośrednie
rzeczy przy wszystkich… może nie złościłoby Jej to, gdyby go kochała? Już sama
się w tym gubi… Zebrała się na odwagę i po skończonym posiłku zawołała
dyskretnie do Rona:
- Słuchaj… chciałabym z tobą porozmawiać czy możemy… -
szepnęła, lecz nie dane jej było skończyć.
- Jasne Hermiś! Mów! – krzyknął Ron, jakby to, że mówiła do
niego cicho, a co za tym idzie miała to być rozmowa prywatna nie miało
znaczenia.
- Ron..! Chciałabym z tobą porozmawiać na osobności… - nalegała
Hermiona, tracąc po woli cierpliwość.
Po kilku minutach marudzenia chłopaka, że musi wstać
wreszcie udało jej się wyciągnąć go z pokoju. Poszli w kierunku ogródka. Dziewczyna
denerwowała się bardzo, ale musiała mu to wreszcie powiedzieć, musiała to
skończyć, póki nie narobiła mu zbyt
ogromnych nadziei. Jej rozmyślania przerwał Ron:
- Hermiś – jak ona nienawidzi tego przezwiska, pomyślała – o
co chodzi? – spytał niczego nieświadomy rudzielec.
Ostatni wdech i zaczyna.
- Ron… posłuchaj mnie. Jesteś świetnym chłopakiem,
przyjacielskim, pomocnym. Czuję się przy Tobie bezpiecznie i naprawdę bardzo
Cię lubię, ale… - urwała i popatrzyła mu w oczy – Nie jesteś chłopakiem dla
mnie, Ron. Nie chodzi o to, że zrobiłeś coś nie tak… - dodała, gdy zobaczyła,
jak próbuje protestować – Chodzi o to, że nie czuję do Ciebie tego, co powinna
czuć dziewczyna zakochana w tym jedynym. Ja Cię po prostu lubię. Jesteś dla
mnie przyjacielem, Ron. – urwała i czekała na Jego reakcję.
Twarz Rona z rumianej zrobiła się czerwona, z czerwonej
fioletowa… Hermiona nigdy nie widziała, aby człowiek tak potrafił, ale też nie
spodziewała się tego co nastąpiło potem. Ron zamachnął się i z całej siły
uderzył dziewczynę w twarz. Siła i prędkość ciosu ścięła Mionę z nóg. Poczuła
piekący ból na policzku i ciepłą, lepką substancję na ustach… krew. Już chciała
popatrzeć co się dzieje na poziomie stojącego człowieka, ale nie zdążyła, bo
dostała kopniak w brzuch. Cierpienie jakie ją przeszyło zagłuszyło wszystko
wokół. Sparaliżowana czekała na kolejny cios, który nie nastąpił. Otworzyła po
woli przestraszone oczy i zobaczyła, jak Ron został ubezwładniony przez Harry’ego,
a Ginny była obok niej i klęczała, mamrocząc zaklęcia leczące. Siniak zszedł,
ból brzucha także. Ranka na ustach zakleiła się zostawiając lekką kreskę
zeschniętej krwi. Ból fizyczny zniknął, ale psychiczny trzymał się jej kurczowo
i nie chciał odejść.
- Ty wredna jędzo!!! – krzyczał Ron bijąc na oślep wszystko
co popadnie – Oszukałaś mnie! Mogłem mieć każdą, która wpadła mi w ręce, ale
byłem przy Tobie! Zdradziecka szlama! – wrzeszczał wulgarnie rozwścieczony
rudzielec.
Hermiona po mimo bólu, powstrzymała cieknące łzy i poszła do
pokoju, który dzieliła ze swoją drobną przyjaciółką.
W tym samym czasie wokół Nory zaczęły pojawiać się czarne
postacie wychodzące z rosnących niedaleko pól pszenicy.
- Śmierciożercy!! – krzyknął zszokowany Harry, po czym
wyciągnął różdżkę w geście obronnym.
Puścił Rona, który już nie chciał walczyć z przyjacielem,
lecz wyżyć się na wrogach. Było ich sporo. Dziesięciu, a może piętnastu?
Nieważne… nas było mniej – pomyślał zdenerwowany rudzielec. Zaalarmowani
krzykiem Wybrańca domownicy wyszli szybko na środek ogródka, aby stoczyć bitwę.
Tylko na jaką bitwę? Po co oni atakują? – te myśli z pewnością przemknęły przez
nie jedną głowę. Jak na komendę wszyscy śmierciożercy ruszyli do ataku.
Bezlitośni. Byle tylko wykonać polecenie Czarnego Pana.
W tym samym czasie, gdy zdezorientowani Weasley’owie i ich
przyjaciele chronili siebie nawzajem pewien blondyn miał w głowie jeden cel.
Zdobyć jakiegoś przyjaciela Potter’a. Draco wiedział o tym, że gdy uda mu się
wykonać to zadanie zostanie pochwalony przez Czarnego Pana, a co za tym idzie
będzie na wyższej pozycji, z której miał prawo – przynajmniej tak myślał - stawiać warunki o dobre traktowanie swojej
matki. Wreszcie mógłby dać Jej trochę szczęścia – odpoczęłaby od tego
wszystkiego i ten potwór już by Jej nie skrzywdził. Rzucając zaklęcia ominął
całą bitwę wkraczając do domu. Za nim jak cień podążał Jego przyjaciel –
ciemnoskóry Blaise Zabini. Jeszcze przez chwilę obserwował przez małe,
zakurzone okno co się dzieje w ogródku – wielki huragan kolorowych zaklęć w
powietrzu – po czym wraz z przyjacielem rozpoczęli wspinaczkę po piętrach. Z
tego co widział przed całym zajściem szlama Granger i jej psiapsióła Wiewióra
poszły do domu. Żałosna ta Granger… jest tyle samo warta jak ten Wieprzlej,
który ją uderzył. –pomyślał wrednie blondyn. Momentalnie zacisnął pięści, aż
paznokcie wpiły mu się w skórę. Nikt nie powinien bić kobiet – pomyślał wkurzony
– nawet takiej szlamy, jak Granger. Usłyszał pewien szmer na piętrze po którym
właśnie chodzili. Dał znak Blaise’owi, aby był gotów, po czym szybko wyciągnął
różdżkę i celując na wprost, kopniakiem otworzył drzwi. Zobaczył oszołomione
dziewczyny, które nie zdążyły choćby pisnąć, bo rozległ się wspólny krzyk
chłopaków:
- Obscuro!!*
Obie dziewczyny próbowały ściągnąć z siebie opaski, lecz na marne
były ich trudy. Nikt po za właścicielem zaklęcia tego nie zrobi. Bezradnie
biegały po pokoju próbując odnaleźć się wzajemnie, ale zamiast tego Ginny
przewróciła się o własne buty, a Hermiona nieświadoma tego co robi szamotała
się z szafą w kącie pokoju. Obaj chłopcy po mimo masek, mieli rozbawione miny.
Szybko jednak się opanowali i zdecydowanym krokiem podeszli do dziewcząt oraz
łapiąc je w pasie teleportowali się do miejsca zbiórki – dworu samego Lorda
Voldemorta.
* Zaklęcie,
które sprawia, że na oczach przeciwnika pojawia się czarna opaska, przez którą
nic nie widać. Zdjąć ją może tylko rzucający zaklęcie.**
** Nie wiem, czy tylko
rzucający zaklęcie może ją zdjąć, ale w moim opowiadaniu tak właśnie pasuje :)!
I tak oto rozdział 2 za mną. Myślę, iż historia powoli nabiera tempa i przygoda rozkręci się na dobre. Oczywiście zachęcam do komentowania (Wasze opinie wiele mi pomagą) oraz obserwację bloga, aby żaden post Wam nie umknął! :)
~~~
Sunny Dreamer <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo tak: pomimo, że nie mogę się nazwać jakąś wielką fanką Harrego Pottera, (chociaż bardzo lubię przygody tego młodego czarodzieja) to było mi miło przeczytać Twoje dwa pierwsze rozdziały i prolog. Coś nowego, coś innego, bo nigdy nie było jeszcze takiego połączenia jak Dramione. Nigdy nie wtrącam się w treść, bo wierzę, że autor wie co robi (nawet nie miałabym się, o co przyczepić), ale co do wyglądu samego tekstu, to miałabym prośbę, abyś od nowego rozdziału nie pisała zaimków np. jej, ją, jego, ty, twoje z wielkiej litery, bo jest to błąd. Nie piszesz listu, nie zwracasz się do jakiegoś adresata formą grzecznościową, tylko piszesz opowiadanie.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :))
Pozdrawiam.
Łał! Jesteś moim pierwszym czytelnikiem, cieszę się, że mnie odwiedziłaś i że opowiadanie przypadło do Twojego gustu.
UsuńDziękuję również za opinię oraz przedstawienie błędu, którego postaram się nie powtórzyć.
Na swoje usprawiedliwienie mogę rzec, że to mój pierwszy blog :)
Następny rozdział pojawi się już niedługo, zapraszam serdecznie!
Pozdrawiam :)
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, bardzo mi się podoba twoja historia (inna niż ta, do której jestem przyzwyczajona), ale ciekawa. Podoba mi się pomysł Draco + Hermiona. ;)
UsuńP.S. Kiedy kolejny rozdział? :)
UsuńCieszę się, że pomysł mojego Dramione przypadł Ci do gustu :)
UsuńRozdział pojawi się już dzisiaj, właśnie go kończę.
Pozdrawiam! :)
Kocham!
OdpowiedzUsuńWyczuwam parę Blaise i Ginny. Osobiście bardzo lubię tą parę. A co do stylu pisania, jest dosyć ciekawie. Coraz bardziej wielbię cię z rozdziału na rozdział. I najważniejsze! Czuję na tym blogu szczyptę humoru! Co uwielbiam na takich poważnych blogach.
Rozdział fajny. Opisy są dobre, troszkę haosu ale humor daje radę :)
OdpowiedzUsuńPs. Kolor tła tekstu. Proszęęę!
Pozdrawiam Schanee :))