czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 3 - Czarny Pan; czas zmian

Hermiona poczuła szarpnięcie w okolicy pępka i z przerażeniem stwierdziła, że musi to oznaczać tylko jedno - teleportację. Była bardzo zdenerwowana, ale nie chciała okazywać rosnącej w niej paniki… nie da satysfakcji tym śmierciożercom. Dopiero kilka sekund po tym zdała sobie sprawę, jaki obraz zarejestrowały jej oczy przed zaklęciem maskującym – a mianowicie widziała kto wtargnął do Nory i ją obezwładnił. Gniew i wstyd jaki ją oblał po tym jak nie zareagowała w porę był potworny. Czuła, że nie zawiodła tylko siebie, ale i Ginny. Ginny!!! Gdzie ona teraz może być? – pomyślała zdenerwowana szatynka - Pewnie gdzieś w pobliżu. Nawet nie wiedziała jaka była bliska prawdy… Obok niej szła równie przerażona, nic niewidząca przyjaciółka w asyście zakapturzonego Blaise’a. Hermionę również ktoś prowadził. Jej wróg numer jeden; osoba, która na każdym kroku była gotowa ją skrzywdzić – Draco Lucjusz Malfoy. Blondyn z obojętną miną ukrytą pod maską szedł szybkim i zdecydowanym krokiem po dróżce prowadzącej do dworu Czarnego Pana. Z poleceń dawanych przed misją było jasno powiedziane, że po wykonaniu zadania wszyscy teleportują się PRZED dwór, nie do środka. Jak to zwykle ze sługusami bywa, muszą najpierw prosić o pozwolenie, a dopiero potem wchodzić. Od wyznaczonego celu – drzwi z wielką kołatką w kształcie zwiniętego węża – dzieliło ich kilkanaście metrów. Drogę przeszli w milczeniu. Blaise szybkim krokiem podszedł do drzwi i zdecydowanym ruchem uderzył kołatką. Ginny jakby wyczuwając brak ucisku na ręce próbowała się cofnąć, ale nie przewidziała, że w czasie nieobecności Zabiniego jej ramię zakleszczy ręka Malfoya. Po chwili czekania drzwi otworzył zgarbiony i niezwykle szkaradny mężczyzna. O ile można go nazwać mężczyzną, bo bardziej przypominał szczura.
- Na co czekasz Glizdogonie?! Prowadź nas do Czarnego Pana. – odparł sucho, ale stanowczo Blaise.
Na dźwięk jego głosu dziewczyny zadrżały. Poznały go. Przecież to głos Blaisa Zabiniego! Tego miłego, lecz trochę odizolowanego od innych chłopaka ze Slytherinu! Szczęka opadła im jeszcze bardziej, gdy zrozumiały sens jego polecenia… do Czarnego Pana?! Na brodę Merlina! Gorzej być chyba nie może! Wtedy nie wiedziały jeszcze jak bardzo się myliły.
Gryzoniowaty mężczyzna z widoczną niechęcią ukłonił się nisko po czym jak na sługę przystało poprowadził ich do ogromnej sali balowej. Przynajmniej kiedyś nią była… teraz bardziej przypominała salę posiedzeń z mugolskich horrorów. Ciemne, zielone ściany, srebrne dodatki i czerń. To wszystko co można powiedzieć o tym pomieszczeniu, jeśli chodzi o kolory. Na środku stał czarny tron z poręczami w kształcie węży. Wokół niego kilka mniej pokaźnych krzeseł z czarnego drewna oraz do góry, nad ich głowami wężowate żyrandole błyszczące srebrem. Na środku okręgu była pustka – miejsce tortur ofiar Czarnego Pana. Draco wzdrygnął się na samo wspomnienie tych upiornych krzyków bólu i cierpienia. Z transu wybudził go Glizdogon oznajmujący z nadmierną życzliwością, że zaraz, gdy wszyscy się zjawią przybędzie Czarny Pan. Odszedł i zostali sami – on, Diabeł (bo tak nazywają Blaisa jego przyjaciele) i dwie drżące z przerażenia i zimna nic niewidzące dziewczyny… szlama i zdrajczyni krwi. Po chwili namysłu Draco rzucił je na ziemię przewracając. Usłyszał niemiły dźwięk ślizgu posadzki oraz tłuczonego ciała. Musiało boleć… no i dobrze. Z ironicznym uśmiechem, którego i tak nikt nie widzi pod tą maską podszedł do Zabiniego i uzgadniając kilka spraw dotyczących dzielenia się dzisiejszą nagrodą za wykonanie zadania jako pierwsi usiedli dumnie na swoich miejscach w kręgu. Po kilku sekundach, a może minutach Blaise mruknął ciche zaklęcie odsłaniające wzrok Ginny. Zdenerwowana dziewczyna miała oczy większe niż galeony. Zieleń kipiała z nich jakby zaraz miały eksplodować. Potarłszy oczy rozejrzała się po pomieszczeniu napotykając leżącą kilka metrów od niej najlepszą przyjaciółkę. Ginny widziała, że cała się trzęsie oraz, że zaklęcie zakrywające oczy jeszcze u niej nie znikło. Szybko rzuciła się w stronę Hermiony tuląc ją do siebie i szepcząc, że wszystko będzie dobrze i jakoś się stąd wydostaną.
- Nie wydaje mi się, że kiedykolwiek stąd wyjdziecie, a już na pewno nie całe i zdrowe – prychnął zakapturzony Malfoy.
- Ty gnido!!! Sprzedałeś się temu potworowi..! I co?! Myślisz, że pozwoli Ci stanąć u swego boku?! Jesteś idiotą! – wydarła się na całe pomieszczenie niosąc echem wyzwiska w kierunku Malfoya.
- Jak śmiesz się tak do mnie zwracać parszywy zdrajco krwi! Jesteś tylko nic nieznaczącym robakiem, którego zgniotę, gdy tylko będę miał okazję – powiedział lodowato Draco, po czym machnął różdżką niosąc wzrok oczom Hermiony – A ty co Granger?! Język Ci oderwało przy zaklęciu kryjącym?! Bardzo dobrze, przynajmniej nie będę musiał dzielić jeszcze więcej tlenu niż to konieczne ze szlamą twojego pokroju. – kończąc to zdjął maskę oraz zsunął kaptur z głowy. Jego blond grzywka gdyby nie tak okrutnym słowom, które tu padły, mogłaby zostać uznana za uroczą fryzurę przystojnego chłopaka, ale Hermiona jednogłośnie wraz z mózgiem i sercem stwierdziła, że jest to urocza fryzura ohydnego potwora.
- Jak jeszcze raz, powiesz coś tak podłego mojej przyjaciółce – mówiąc to przybrała minę seryjnego mordercy i powoli wstając kierowała się w stronę Dracona – obiecuję Ci, że osobiście wyrwę ci te tlenione kłaki, język przybiję do żyrandola, a ciało karzę żywcem jeść krukom. – kończąc to zdanie stała niebezpiecznie blisko ciskając gromu w stronę blondyna. Ten wybuch lodowatego zła ze strony byłej gryfonki zdziwił chłopaka. Nigdy jeszcze tak mocno nie reagowała. Mimo to zmusił się na ironiczny uśmieszek. Blaise widząc co się szykuje szarpnął Hermionę z powrotem na podłogę obok równie złej Ginny, po czym dodał uspokajająco:
- Granger, wyluzuj! Na nic Ci się teraz przydadzą te wybuchy złości. Ja na Twoim miejscu składałbym podanie o miejsce w niebie i szybką, mało bolesną śmierć. – stwierdził wypranym z emocji głosem i wrócił na swoje krzesło zdejmując maskę i kaptur.
Szatynka popatrzyła na przyjaciółkę i bez słowa złapały się za ręce prosząc w duchu o jakiś ratunek. Bo na własne różdżki, które były im odebrane nie mogły liczyć. Przełknęły łzy goryczy i czekały na swój koniec.
Po kilkunastu minutach usłyszeli dźwięki dobiegające z korytarza. Kolejne ofiary zostały tu przyprowadzone. Neville Longbottom, Luna Lovegood i RON WEASLEY?! Śmierciożercy rzucili ich nieco brutalniej niż poprzednio zrobił to Malfoy na podłogę obok przerażonej Ginny i Hermiony. Luna od razu doczołgała się do dziewczyn ginąc w ich objęciach. Neville po chwili wahania uznał, że to nie pora na gdybanie, czy stosowne jest trzymać blisko przy sobie osoby płci przeciwnej czy nie. Cała czwórka trzymała się za ręce czekając na wyrok. Ron… on zawsze był dumny i choć często, gdy zrobi coś źle i żałuje, to trochę mu zajmie zanim przeprosi. Hermiona o tym wiedziała i widziała to w jego oczach, więc wyciągnęła do niego rękę, którą przyjął z wdzięcznością. Nic nie powiedział, ale widać było, że nie chciał jej wtedy tak potraktować, a ona mu wybaczyła. Czekali… bezbronni, bez różdżek na swój wyrok, który miał nie długo zapaść, ponieważ sala wypełniała się postaciami w ciemnych szatach. Hermiona zauważyła Snapa, który usiadł blisko rodziny Malfoyów. Wymienili krótkie spojrzenia z Narcyzą po czym z kamiennymi maskami patrzyli na drzwi. Nie musieli długo czekać. Ten najważniejszy – Lord Voldemort zjawił się niczym duch. Wyglądało to tak, jakby nie dotykał ziemi. Sunął swoimi długimi czarnymi szatami po podłodze, a za nim pełzł dumny, ogromny wąż - Nagini. Śmierciożercy jak na komendę, która nie padła podnieśli się z miejsc i czekając, aż Czarny Pan spocznie, usiedli po nim.
- Ahh… moi mili przyjaciele – powiedział Voldemort – Dziękuję za przybycie. Cieszy mnie również fakt, iż ,,marzenia”, o których Wam powiedziałem zostały spełnione. – skończywszy przemowę uśmiechnął się co w jego przypadku było jeszcze gorsze od kamiennej twarzy.
Wszyscy patrzyli na niego w skupieniu, bojąc się choćby drgnąć.
- Najpierw zacznijmy od tego dlaczego się tu zebraliśmy… a mianowicie dlatego, iż musimy rozważyć pewien istotny fakt związany z Chłopcem, który nie powinien był przeżyć. Niestety Harry Potter dowiedział się o istnieniu horkruksów, za których pomocą może mnie zgładzić. – przybrał minę smutnego szczeniaczka, po czym roześmiał się drwiąco – Nie spodziewał się jednak faktu, że to my możemy prowadzić w tej bitwie. To MY pociągamy za sznurki, nie Zakon! Wszyscy wiedzą, że rodzina Potter’a nie żyje, w tym ostatnią stratą był Syriusz – tu spojrzał na Bellatrix Lestrange – Dlatego też naszym celem było zniszczenie Wybrańca od środka… tak bardzo głupi i nieostrożny, zawsze chwalił się swoim poświęceniem dla przyjaciół, a my to sprytnie wykorzystaliśmy – kilka śmierciożerców szczerzyło się z dumy.
Voldemort wstał i ruszył leniwym krokiem w stronę niewolników mówiąc:
- Parszywe gady pełne brudnej krwi. Niektórzy z was się takimi urodziło, a niektórzy zostali brudni z wyboru – tu popatrzył na Weasley’ów, Longbottom’a i Lovegood – Jednakże mam dla was pewien pomysł na resztę jakże marnego życia. Powiecie mi wszystkie sekrety Harry’ego Potter’a, a ja was za to wynagrodzę i wasza śmierć będzie łagodna i szybka. – uśmiechnął się i zwrócił do śmierciożerców – Przyjaciele! Tych, których wymienię niech wstaną i podejdą na środek, abym mógł im podziękować… Severusie, zapraszam.
Wyżej wymieniony mężczyzna wstał i szybkim krokiem poszedł na środek kręgu trzepocząc peleryną.
- Ahh Severusie, Tobie najwięcej zawdzięczam w dzisiejszym dniu – powiedział uradowany Lord – Masz to o co cię prosiłem? – spytał, po czym wyciągnął ohydną zielono-białą dłoń w stronę mężczyzny.
Snape włożył rękę pod pelerynę i wyciągnął fiolkę wypełnioną niebieską nitką – myśl… ta jaką używa się w myślodsiewni… Tylko kogo? – pomyślała zdezorientowana Hermiona. Postanowiła śledzić każdy ruch, po czym szybko go kalkulować, aby nic jej nie umykło w razie możliwości ucieczki, bo wciąż miała nadzieję na wydostanie się stąd.
- Doskonale! Myśl samego Albusa Dumbledora! Severusie, jestem z ciebie bardzo zadowolony! – krzyknął zadowolony Czarny Pan z udawanym uwielbieniem dla Snape’a. – Możesz już usiąść, nie długo porozmawiamy o Twojej nagrodzie.
Nietoperz posłusznie wrócił na swoje miejsce. Cisza nie trwała długo, bo znów rozległ się syk Lorda:
- Na środek zapraszam Dracona Malfoy’a, Blaise’a Zabiniego, Teodora Nott’a , Bellatrix Lestrange i Antonina Dołohow’a – wszyscy wymienieni stanęli we wskazanym miejscu, więc Lord kontynuował – Wszyscy z was zasłużyli dzisiaj na nagrodę za prawidłowe wykonanie zadania, które wam dałem. Pan Malfoy i pan Zabini zasłużyli również na dodatkową nagrodę za zdobycie zakładników jako pierwsi. Gratulacje, Czarny Pan jest z was zadowolony – skończył swoją wypowiedź machając ręką w stronę krzeseł, aby odeszli.
Teraz nadszedł moment na który wszyscy czekali, a mianowicie co stanie się z niewolnikami.
- Myślę, że dzisiaj nie będziemy prowadzić naszych rozmów z drogimi gośćmi – zawołał ironicznie Lord Voldemort z naciskiem na słowo ,,gośćmi”, po czym kontynuował – Trzeba przemyśleć kwestię noclegów… jakieś pomysły?
Śmierciożercy w skupieniu obserwowali swojego Pana bojąc się choćby drgnąć. Po chwili milczenia w powietrze wystrzeliła niepewna dłoń.
- Nott Senior? Ahh.. proszę! Proszę mówić! – zawołał uradowany Lord.
- Ykhm! – mężczyzna odchrząknął gulę, która uniemożliwiała mu przemowę – myślę mój Panie, że najlepszym rozwiązaniem będzie… rozdanie tych… gnid zaufanym ludziom, aby na czas braku przesłuchań byli pod czyjąś opieką.
O cholera – pomyślała Hermiona – Tylko nie to! Mam przybywać w domu jakiegoś obrzydliwego śmierciożercy i pozwalać mu na różne okrutne tortury?! – Szatynkę aż zemdliła ta wizja.
- Dobry pomysł, Nott’cie. Tylko kto jest na tyle ,,zaufaną” osobą, aby to zrobić? – rozejrzał się po zebranych Czarny Pan i dodał – Ten kto się tym zajmie musi być odpowiedzialny, lojalny i skory do współpracy z naszymi przybyszami. – widząc brak reakcji na jego wypowiedź, zaczął mówił głośniej i ostrzej - Więc kto?! Kto jest na tyle posłuszny mnie, aby podczas mojej nieobecności zająć się tymi osobami oraz utrzymać ich przy życiu, żeby się jeszcze na coś przydali?! – zobaczył, że Bellatrix Lestrange powoli wstaje z miejsca z tym swoim brudnym, zepsutym uśmiechem – Przykro mi Bellatrix. Wiem, że jesteś jedną z najbardziej zaufanych mi osób, ale po tym jak poprzednio nie potrafiłaś powstrzymać się od zabicia ostatniego ,,gościa” nie mogę się na to zgodzić. – Kobiecie zrzedła mina i ze skruchą usiadła. – No cóż… skoro wszyscy tu zebrani są na tyle skromni, aby się zgłosić… sam to zrobię! Wybiorę tych, którzy ostatnio bardzo mi pomogli: Draco Malfoy, Blaise Zabini, Teodor Nott (junior) oraz dla różnorodności w wyborze Pansy Parkinson* i  Astoria Greengrass*.
Młodzi czarodzieje w skupieniu wstali i wyszli na środek kręgu. Draco, Blaise i Teo (bo tak nazywali go przyjaciele) mieli bardzo poważne miny – jakby byli wykuci z kamienia. Zero emocji to jedyny sposób na utrzymanie swojej postawy przy Czarnym Panie. Dziewczyny natomiast aż trzęsły się ze stresu. Oczy miały mokre, ręce spocone. Nigdy jeszcze Lord Voldemort nie zwracał się do nich po jakąś misję, zwłaszcza jednoosobową.
- Pewnie zastanawiacie się dziewczęta dlaczego akurat was wybrałem do tego zadania… - powiedział to w takim momencie, jakby czytał w ich myślach - Stwierdziłem, że wasze rodziny zasłużyły na nagrodę za swoją pracę oraz dlaczego mielibyśmy dyskryminować tę jakże piękną i zdolną płeć? – ostatnie pytanie brzmiało jak pytanie, ale wcale nim nie było. Czarny Pan nie lubi gdy mu się przeszkadza w przemówieniach, a zwłaszcza, gdy przerywają mu śmierciożercy niższej ,,rangi”**.
 Ze swoim okrutnym uśmiechem podszedł do niewolników i mocą różdżki siłą podnosił każdego z nich.
- Draco Malfoy dostanie swoją ulubienicę szlamę – powiedział zajadle Lord, gdyż wiedział, że młodzi nienawidzą się całym sercem. Hermiona ze zdziwieniem, przerażeniem i gniewem wypisanym na twarzy została rzucona prosto w ramiona młodego Malfoy’a, który niby przypadkiem oddalił się o krok, aby była gryfonka upadła u jego stóp.
Do Hermiony jeszcze nie do końca dotarło, że jest teraz zdana na łaskę i niełaskę swojego wroga – Dracona. W tym samym momencie blondyn czuł chorą satysfakcję z tego, że będzie mógł znęcać się nad Granger i nikt mu tego nie zabroni. Aczkolwiek czuł irytację po wypowiedzi Czarnego Pana. Ulubiona szlama? Co prawda nad tą szlamą lubił się znęcać najbardziej, ale bez przesady z tymi epitetami! Jeszcze ktoś sobie coś o nim pomyśli, że może gustuje w brudnej krwi. Też coś…
- Blaise Zabini otrzyma zdrajcę krwi – Diabeł również musiał wykazać się dużym refleksem, lecz zrobił to z większą delikatnością, ponieważ najpierw złapał Ginny, a potem posadził na ziemi – Tylko pamiętaj młodzieńcze! Ona jest w tym rozdaniu najważniejsza, gdyż skradła serce Wybrańcowi… a to co serce kocha najbardziej boli, gdy się to traci. – Lord Voldemort zaśmiał się upiornie, a śmierciożercy od razu mu zawtórowali.
Ginny popatrzyła na równie przestraszoną co ona Hermionę. Obie wiedziały, że taki układ nie skończy się dla nich dobrze. Wiedziała też jednak, że i tak ma lepiej z Zabinim, niż Malfoy’em… zwłaszcza, że on niecierpi Hermiony i tylko czeka na chwilę, aby ja poniżyć.
- Teodor Nott dostanie niezrównoważoną psychicznie czarownicę – po tych słowach Luna już leżała u stóp swojego ,,właściciela”. – Równie niezdarny czarodziej trafi w ręce naszej uroczej Pansy Parkinson. – Lord nie rzucił jej brutalnie chłopaka ważącego dwa razy tyle co ona, tylko po prostu przeniósł jego ciało przed jej nogi. – a na koniec równie parszywy co jego siostra rudzielec Weasley dla pięknej i utalentowanej czarownicy, Astorii Greengrass – wymieniona dziewczyna z niesmakiem dotknęła czubkiem pantofla swoje nowe ,,zwierzątko domowe”.
Teo przyjął Lunę z mieszanymi uczuciami. Co prawda nie znał jej i słyszał tylko same plotki o jej ,,niezwykłej” wyobraźni, ale nie wiedział też jak się zachować w tej sytuacji. Być złym za Pomyluną? Czy cieszyć się, że nie przypadła mu gorsza osoba? O to jest pytanie…
Dziewczyny były rozczarowane, że dostały tak nierozgarniętych chłopców jak byli gryfoni. Co prawda nie było w czym przebierać, ale mimo wszystko były zniesmaczone decyzją Lorda.
Czarny Pan popatrzył chwilę na dobrane pary, po czym powiedział:
- Skoro wyjaśniliśmy sobie kwestię opieki, możemy zakończyć dzisiejsze spotkanie. Pamiętajcie tylko – tu zwrócił się do młodych właścicieli niewolników – możecie robić z nimi różne rzeczy, nie interesuje mnie jakie… gwałty, pobicia, złamania – to muzyka dla moich uszu, lecz pamiętajcie, że mają zostać żywi… przynajmniej na razie. – po tych słowach Lord wyszedł, a raczej wyfrunął muskając szatami podłogę wraz ze swoim ukochanym wężem u boku.
Śmierciożercy popatrzyli krótko po sobie, po czym teleportowali się w kierunkach tylko im znanych. Po około minucie w Sali zostali tylko młodzi czarodzieje, Bellatrix Lestrange, Narcyza Malfoy i Severus Snape. Pierwszy głos zabrała oczywiście Bellatrix:
- Do zobaczenia Cyziu (Bo tak nazywała swoją siostrę Narcyzę). W najbliższy weekend przyjdę do ciebie i Dracona zobaczyć jak sprawuje się wasza domowa szlamcia. – zarechotała złośliwie pokazując zniszczone zęby -  Sama też trochę się nią pobawię – po tych okrutnych słowach teleportowała się z trzaskiem.
Hermionę przebiegł dreszcz na samą myśl o tym, co może zrobić jej ta stuknięta kobieta. Wszyscy wiedzą, że jest nieobliczalna, więc to nie wróży nic dobrego.
Narcyza z delikatnym śladem zniesmaczenia po słowach siostry pożegnała się krótko z Severusem, mówiąc mu, żeby wpadł niedługo na odwiedziny.
Młody Malfoy cały czas trzymał swoją ,,zabawkę” za rękaw. Nic do niej nie mówił, nie patrzył na nią. Wkurzył się strasznie, że teraz będzie na nią skazany. Czuł drżenie jej ciała pod jego ręką... i dobrze! Niech Granger wie, że ma się bać. Jest czego! Będzie musiała mieszkać ze swoim wrogiem i pozwalać mu na liczne wyzwiska pod jej adresem – to od razu poprawiło mu humor.
 Wraz z matką złapali się za ręce, po czym teleportowali się z Hermioną pod rękę do ich własnego, ogromnego dworu – Malfoy Manor.
Przerażona Hermiona myślała, że zacznie się jej koniec. Nie wiedziała jednak, że to dopiero POCZĄTEK.


*Rodzina Pansy i Astorii w moim opowiadaniu służy Czarnemu Panu, a co za tym idzie uczestniczą w tym wszystkim
**Użyłam tu słowo RANGA, ponieważ w tej historii istnieje coś takiego jak wyższa i niższa pozycja w służeniu Lordowi Voldemortowi. Wyższa pozycja – przywileje, zaufanie, ważniejsze zadania. Niższa – słabsze, gorsze, zadania, w których jak się umrą to nikt za nimi nie płacze, zwłaszcza Czarny Pan.


 ~~~

W pierwszej kolejności pragnę podziękować za odwiedziny mojego bloga dwóm pierwszym czytelnikom. To dla mnie zaszczyt i wielkie szczęście podzielić się z Wami moją pracą i wyobraźnią. Dziękuję za komplementy oraz przede wszystkim za uwagi dotyczące kilku spraw, które postaram się naprawić. Oczywiście jest to dla mnie ważne, aby takie komentarze przychodziły, dlatego też zapraszam do komentowania, obserwacji oraz zaproszeń do kręgu na Google+ :).
Co do tego rozdziału to jest on dłuższy niż poprzednie. Myślę, iż wszystko w miarę ze sobą współgra i że nie wypisałam za dużo błędów (jeśli tak to możecie o tym napisać! :). Hermiona i Draco spotkali się już na dobre i tak szybko się nie rozstaną... fabuła powoli się rozkręca i myślę, że będzie Wam się miło czytało.

Pozdrawiam serdecznie!

~~~


Sunny Dreamer<3

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 2 - Hermiona Granger & Nowy początek

W tym samym czasie daleko od tego brudnego i nieprzyjemnego miejsca była rodzina. Rodzina ta nie była zbyt bogata, ale nie czuli się przez to gorsi. Mieli bowiem coś więcej niż pieniądze, mieli siebie i swoją miłość. Rodziną tą byli Weasley’owie. Byli oni rodziną czystej krwi, choć nie obchodziło ich to, ponieważ uważali, że takie coś jak gorszy status społeczny jest całkowicie zbędny. Artur i Molly Weasley to kochające się małżeństwo czarodziejów. Owocami tej miłości są ich dzieci. Jak to z genami bywa, odziedziczyli po rodzicach rudy kolor włosów i piegi. Mieli wiele przyjaciół, takich jak sam HARRY POTTER lub ALBUS (PERSIWAL WULFRYK BRIAN :>) DUBLEDORE! Ich dom nie zaliczał się do tych urodziwych, lecz ciepło i bezpieczeństwo, które im dawał wiele znaczyło. Oczywiście jak w każdej rodzinie były spory i kłótnie, ale mijały one tak szybko jak się pojawiały. Na piętrze domu był pokój najmłodszej z Wealey’ów – ich córki Ginevry (lepiej mówić do niej Ginny, przynajmniej wtedy nie postraszy Was upiorogackiem J!). Po mimo małej ilości funduszy rodzinnych potrafiła zawsze świetnie wyglądać i podkreślić to, co w jej urodzie jest najładniejsze – a mianowicie piękne, choć czasem upiorne zielone oczy... można by stwierdzić, że ma coś z kota, dzikiego kota. Swój pokój dzieliła ze swoją najlepszą przyjaciółką – Hermioną Granger, najmądrzejszą uczennicą od czasów Roweny Ravenclawe. Dziewczyna zmieniła się od czasów ukończenia szkoły, inaczej patrzy na świat oraz inaczej postrzega samą siebie. Już nie ubierała się w za duże swetry otoczone burzą splątanych ze sobą brązowych włosów. Teraz wyglądała jak piękna, młoda kobieta, która wie czego chce i ile jest warta. Siedziała właśnie przy toaletce kończąc swój delikatny, ale obowiązkowy makijaż, czyli korektor pod oczy, maskara na długie, ciemne rzęsy, wiśniowy błyszczyk do ust oraz róż na policzki. Popsikała się mgiełką truskawkową i wpatrywała w swoje odbicie. Widziała atrakcyjną nastolatkę, z długimi już nie splątanymi, a lekko falowanymi włosami. Do tej pory dziękowała Merlinowi, a właściwie Ginny, że znalazła ten eliksir-szampon, który teraz cały czas używała i jest nim zachwycona. Idąc dalej zobaczyła ładnie wydepilowane łuki brwiowe, które nie są już tak zaniedbane jak kiedyś. Pod nimi zauważyła wielkie czekoladowe oczy, błyszczące szczęściem niczym reflektory na koncertach mugolskich. Cieszyła się, ponieważ wreszcie skończy trudny dział w swoim życiu miłosnym… ale o tym potem! Niżej zgrabny nosek, a jeszcze niżej pięknie wykrojone, malinowe usta. Widziała, że dziewczyna, której się przyglądała uśmiechała się do niej z tym samym blaskiem. Pojawiły się słodkie dołeczki w zaróżowionych policzkach. Hermionę z transu obudziła Ginny, która chciała dostać się do toaletki.
- Mionka! No ruszaj się, bo nigdy nie wyjdziemy na śniadanie! – powiedziała rozżalonym głosem rudowłosa.
- Denerwuję się… wiesz... na dole pewnie spotkam Rona i… - urwała speszona – nie chcę, żeby miał do mnie pretensje, ale też nie chcę go okłamywać… - zebrało jej się teraz na histerię.
Nie płacz głupia! Sama się w to wpakowałaś, choć wiedziałaś, że nic do niego nie czujesz! – myślała rozgorączkowana szatynka.
- Hermiono. – zaczęła zdecydowanym głosem Ginny – Wiem, że to mój brat, ale wiem też, że Ty jesteś dla mnie ważna… o ile nie ważniejsza! Dlatego też jestem po Twojej stronie i myślę, że dobrze robisz mówiąc mu o zakończeniu tego związku… - skończyła łagodnym głosem, po czym przytuliła przyjaciółkę.
Jeszcze chwilę porozmawiały na temat tego co mogą dziś zrobić i z uśmiechami na twarzach zeszły na dół. W kuchni byli już prawie wszyscy. Pani Weasley kręciła się to tu to tam podając coraz to nowsze przysmaki. Prawdziwy skarb – pomyślała Hermiona patrząc na matkę rudzielców. Dziewczyny przywitały wszystkich serdecznie, po czym usiadły, aby zacząć zajadać tosty z dżemem. Hermiona ugryzła pierwszy kęs, po czym zorientowała się, że nie ma Harry’ego… i Rona. Jej zdezorientowanie szybko uległo zmianie, gdy do kuchni weszli chłopcy. Ron od razu kierował się do krzesła obok Miony, aby pocałować ją w usta. Dziewczyna wymijająco zatkała się tostem, więc chłopak musiał nacieszyć się policzkiem. Hermionę drażniło bardzo, że Jej ,,chłopak” pozwala sobie na tak bezpośrednie rzeczy przy wszystkich… może nie złościłoby Jej to, gdyby go kochała? Już sama się w tym gubi… Zebrała się na odwagę i po skończonym posiłku zawołała dyskretnie do Rona:
- Słuchaj… chciałabym z tobą porozmawiać czy możemy… - szepnęła, lecz nie dane jej było skończyć.
- Jasne Hermiś! Mów! – krzyknął Ron, jakby to, że mówiła do niego cicho, a co za tym idzie miała to być rozmowa prywatna nie miało znaczenia.
- Ron..! Chciałabym z tobą porozmawiać na osobności… - nalegała Hermiona, tracąc po woli cierpliwość.
Po kilku minutach marudzenia chłopaka, że musi wstać wreszcie udało jej się wyciągnąć go z pokoju. Poszli w kierunku ogródka. Dziewczyna denerwowała się bardzo, ale musiała mu to wreszcie powiedzieć, musiała to skończyć, póki  nie narobiła mu zbyt ogromnych nadziei. Jej rozmyślania przerwał Ron:
- Hermiś – jak ona nienawidzi tego przezwiska, pomyślała – o co chodzi? – spytał niczego nieświadomy rudzielec.
Ostatni wdech i zaczyna.
- Ron… posłuchaj mnie. Jesteś świetnym chłopakiem, przyjacielskim, pomocnym. Czuję się przy Tobie bezpiecznie i naprawdę bardzo Cię lubię, ale… - urwała i popatrzyła mu w oczy – Nie jesteś chłopakiem dla mnie, Ron. Nie chodzi o to, że zrobiłeś coś nie tak… - dodała, gdy zobaczyła, jak próbuje protestować – Chodzi o to, że nie czuję do Ciebie tego, co powinna czuć dziewczyna zakochana w tym jedynym. Ja Cię po prostu lubię. Jesteś dla mnie przyjacielem, Ron. – urwała i czekała na Jego reakcję.
Twarz Rona z rumianej zrobiła się czerwona, z czerwonej fioletowa… Hermiona nigdy nie widziała, aby człowiek tak potrafił, ale też nie spodziewała się tego co nastąpiło potem. Ron zamachnął się i z całej siły uderzył dziewczynę w twarz. Siła i prędkość ciosu ścięła Mionę z nóg. Poczuła piekący ból na policzku i ciepłą, lepką substancję na ustach… krew. Już chciała popatrzeć co się dzieje na poziomie stojącego człowieka, ale nie zdążyła, bo dostała kopniak w brzuch. Cierpienie jakie ją przeszyło zagłuszyło wszystko wokół. Sparaliżowana czekała na kolejny cios, który nie nastąpił. Otworzyła po woli przestraszone oczy i zobaczyła, jak Ron został ubezwładniony przez Harry’ego, a Ginny była obok niej i klęczała, mamrocząc zaklęcia leczące. Siniak zszedł, ból brzucha także. Ranka na ustach zakleiła się zostawiając lekką kreskę zeschniętej krwi. Ból fizyczny zniknął, ale psychiczny trzymał się jej kurczowo i nie chciał odejść.
- Ty wredna jędzo!!! – krzyczał Ron bijąc na oślep wszystko co popadnie – Oszukałaś mnie! Mogłem mieć każdą, która wpadła mi w ręce, ale byłem przy Tobie! Zdradziecka szlama! – wrzeszczał wulgarnie rozwścieczony rudzielec.
Hermiona po mimo bólu, powstrzymała cieknące łzy i poszła do pokoju, który dzieliła ze swoją drobną przyjaciółką.

W tym samym czasie wokół Nory zaczęły pojawiać się czarne postacie wychodzące z rosnących niedaleko pól pszenicy.
- Śmierciożercy!! – krzyknął zszokowany Harry, po czym wyciągnął różdżkę w geście obronnym.
Puścił Rona, który już nie chciał walczyć z przyjacielem, lecz wyżyć się na wrogach. Było ich sporo. Dziesięciu, a może piętnastu? Nieważne… nas było mniej – pomyślał zdenerwowany rudzielec. Zaalarmowani krzykiem Wybrańca domownicy wyszli szybko na środek ogródka, aby stoczyć bitwę. Tylko na jaką bitwę? Po co oni atakują? – te myśli z pewnością przemknęły przez nie jedną głowę. Jak na komendę wszyscy śmierciożercy ruszyli do ataku. Bezlitośni. Byle tylko wykonać polecenie Czarnego Pana.
W tym samym czasie, gdy zdezorientowani Weasley’owie i ich przyjaciele chronili siebie nawzajem pewien blondyn miał w głowie jeden cel. Zdobyć jakiegoś przyjaciela Potter’a. Draco wiedział o tym, że gdy uda mu się wykonać to zadanie zostanie pochwalony przez Czarnego Pana, a co za tym idzie będzie na wyższej pozycji, z której miał prawo – przynajmniej tak myślał -  stawiać warunki o dobre traktowanie swojej matki. Wreszcie mógłby dać Jej trochę szczęścia – odpoczęłaby od tego wszystkiego i ten potwór już by Jej nie skrzywdził. Rzucając zaklęcia ominął całą bitwę wkraczając do domu. Za nim jak cień podążał Jego przyjaciel – ciemnoskóry Blaise Zabini. Jeszcze przez chwilę obserwował przez małe, zakurzone okno co się dzieje w ogródku – wielki huragan kolorowych zaklęć w powietrzu – po czym wraz z przyjacielem rozpoczęli wspinaczkę po piętrach. Z tego co widział przed całym zajściem szlama Granger i jej psiapsióła Wiewióra poszły do domu. Żałosna ta Granger… jest tyle samo warta jak ten Wieprzlej, który ją uderzył. –pomyślał wrednie blondyn. Momentalnie zacisnął pięści, aż paznokcie wpiły mu się w skórę. Nikt nie powinien bić kobiet – pomyślał wkurzony – nawet takiej szlamy, jak Granger. Usłyszał pewien szmer na piętrze po którym właśnie chodzili. Dał znak Blaise’owi, aby był gotów, po czym szybko wyciągnął różdżkę i celując na wprost, kopniakiem otworzył drzwi. Zobaczył oszołomione dziewczyny, które nie zdążyły choćby pisnąć, bo rozległ się wspólny krzyk chłopaków:
- Obscuro!!*
Obie dziewczyny próbowały ściągnąć z siebie opaski, lecz na marne były ich trudy. Nikt po za właścicielem zaklęcia tego nie zrobi. Bezradnie biegały po pokoju próbując odnaleźć się wzajemnie, ale zamiast tego Ginny przewróciła się o własne buty, a Hermiona nieświadoma tego co robi szamotała się z szafą w kącie pokoju. Obaj chłopcy po mimo masek, mieli rozbawione miny. Szybko jednak się opanowali i zdecydowanym krokiem podeszli do dziewcząt oraz łapiąc je w pasie teleportowali się do miejsca zbiórki – dworu samego Lorda Voldemorta.

Zaklęcie, które sprawia, że na oczach przeciwnika pojawia się czarna opaska, przez którą nic nie widać. Zdjąć ją może tylko rzucający zaklęcie.**


** Nie wiem, czy tylko rzucający zaklęcie może ją zdjąć, ale w moim opowiadaniu tak właśnie pasuje :)!



I tak oto rozdział 2 za mną. Myślę, iż historia powoli nabiera tempa i przygoda rozkręci się na dobre. Oczywiście zachęcam do komentowania (Wasze opinie wiele mi pomagą) oraz obserwację bloga, aby żaden post Wam nie umknął! :)

~~~
Sunny Dreamer <3

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 1 - Draco Malfoy

Pierwsze promienie słońca dostały się do dość obskurnej i niezbyt przyjemnej komnaty. Było to tymczasowe zakwaterowanie pewnego przystojnego osiemnastoletniego chłopaka. Miał on niezwykle jasne włosy, można by rzec, że księżyc podarował mu swój blask. Pod dawno niestylizowaną grzywką były oczy.. ich kolor paraliżował swoim chłodem i obojętnością. Niegdyś szczęśliwy błękit ucznia Hogwartu, dzisiaj smutne, bez wyrazu spojrzenie zniewolonego sługusa. To jakiś koszmar - pomyślał chłopak – Nie dość, że muszę siedzieć w tym ohydnym miejscu, to jeszcze zaraz wyruszam na misję, która kompletnie mi się nie uśmiecha. Na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Przez chwilę jeszcze siedział w milczeniu na starym łóżku z niezbyt ładnie wyglądającymi pościelami. Nagle przerwało mu nerwowe pukanie do drzwi. Zrezygnowany wyprostował się i z równie zimnym jak oczy głosem odparł krótko:
- Wejść.
Drzwi otwarły się zaraz po tym. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna z długą jak skrzydła nietoperza peleryną. Twarz zakrywały mu kosmyki ciemnych włosów.
- Profesor Snape*? Co Pan tu robi? Nie powinien być Pan na misji? – zdenerwował się chłopak.
- Powinienem Draco. – a więc tak miał na imię ten przystojny młodzieniec – Właściwie jestem już spóźniony i nie powinno mnie tu być.. ale w zaistniałych okolicznościach musisz o czymś wiedzieć.. – powiedział przyciszonym głosem Snape.
Dracona zdziwiła nagła reakcja jaką było wyciszanie komnaty przez byłego nauczyciela, aby jak się domyślał nie wyszło nic z ich rozmowy poza jej ściany.
- Przyszedłem tu, ponieważ dowiedziałem się wiele istotnych faktów o Twojej misji, Draco. Jako bliski przyjaciel Twojej rodziny czuję się zobowiązany dbać o Ciebie w tych dwóch światach**. – Snape popatrzył na niego uważnie, po czym kontynuował – Po pierwsze Twoja misja będzie dotyczyła dostarczenia Czarnemu Panu dowodów... dowodów w postaci zakładników, którymi będzie mógł posługiwać się w walce przeciwko Harry’emu Potter’owi. Czarny Pan wie, że Harry stracił większość rodziny, a Ci, którzy mu pozostali to przyjaciele…  Rozumiesz Draco? – Profesor zmniejszył szparki w swoich oczach i nawet takiego kogoś jak bezwzględny, zimny Draco Malfoy przeszedł dreszcz.
- Czyli chce mi Pan powiedzieć, że moja misja polega na dostarczeniu Czarnemu Panu przyjaciół Bliznowatego?! Ja, Draco Malfoy, mam wtargnąć do takiej obrzydliwej chaty, jaką jest dom Wieprzlejów?! – Chłopak poczuł się głupio, że naskoczył na kogoś takiego jak pomocny Snape, który na misję nie ma wpływu, a jedynie co, to przynosi mu informacje.. Mimo to zachował swoją maskę wrogości do końca rozmowy.
- Draco! Wiesz, że Czarny Pan zrobi wszystko, aby ziścić ten plan! I czy to zrobisz ty, czy Bellatrix nie ma różnicy. – wysyczał profesor, po czym dodał łagodniejszym tonem – Próbuję Ci pomóc Draco… Obiecałem Twojej matce chronić Cię i wiesz, że to zrobię. Dlatego ty, choć wiem, że nie chcesz musisz sobie z tym poradzić. Weź się w garść, bo jeśli tego nie zrobić konsekwencje będą ogromne.
Młody Malfoy przemyślał wypowiedź dawnego opiekuna domu w Hogwarcie. Snape miał rację. Wiedział, że musi robić wszystko czego ten obrzydliwy potwór sobie zażyczy. Inaczej on oberwie. Inaczej Jego matka za to zapłaci… a na to nie pozwoli. Narcyza nie będzie cierpieć w tej walce o przetrwanie, bo i tak przypłaciła już swoją psychiką. Nie pozbierała się po karze Czarnego Pana, która była wykonana na Jego ojcu – Lucjuszu. Matka się stara, to widać. Ale jej oczy już dawno nie błyszczą szczęściem jak kiedyś… Draco obiecał sobie, że po wojnie postara się przywrócić te iskierki, które po niej odziedziczył. Sam będzie musiał je w sobie zapalić. Ale to po wojnie, teraz należy tylko przetrwać. TYLKO - prychnął Draco – jakby to było łatwe.


Z taką właśnie myślą żegnał Profesora Snape’a. Musi ubrać szaty, aby zdążyć na zbiórkę.  Przecież Śmierciożercy nie będą na niego czekać. Założył więc czarną pelerynę z kapturem. Nałożył maskę i ruszył korytarzem na misję, która już na zawsze zmieni bieg JEGO HISTORII. 

*W moim opowiadaniu wiele zabitych postaci w oryginale żyje, np. Severus Snape

**Snape jest szpiegiem Zakonu oraz służy Czarnemu Panu. W Zakonie chroni Dracona przed atakami słownymi np. przez Rona Weasley'a , a w siedzibie śmierciożerców chroni go ,,po cichu", gdy nikt nie widzi podaje mu różne informacje itp. - Snape bardzo dba o młodego Malfoy'a ze względu na Jego matkę jak i sympatie do samego Dracona. ;>


Rozdział 1 za mną! Cóż.. pewnie jest tu wiele niedociągnięć, dlatego uwagi mile widziane :) 
Ten rozdział jest taki bradziej informacyjny.. zapoznajemy się z PIERWSZYM ŚWIATEM, jakim jest życie i sposób myślenia Dracona Malfoy'a oraz co potem nastąpi :)
Jak większość z Was się pewnie domyśla, niedługo pojawi się druga osóbka ,,płci pięknej" dlatego cierpliwości :) Jeśli te dwa ostatnie posty dostaną od Was jakiś odzew to od razu zabieram się za dalszą historię.
Obserwować, komentować i dobrze się bawić czytając!! :)


~~~
Sunny Dreamer <3

Prolog

Ona i On. 

Dwa różne światy. 

Ona pełna wdzięku i radości. Otoczona miłością bliskich. Wychowana w dobru, szczerości i wzajemnej lojalności. Mądra, pomocna i dobrze wychowana. Pomimo wielu przykrości towarzyszących Jej w szkole dawała sobie radę i z uniesioną wysoko głową patrzyła w oczy przeciwnościom.
On nie miał w życiu lekko. Na pokaz zapatrzony w siebie arystokrata. Bogaty, pochodzący ze szlachetnej rodziny. Czysta krew. Wszystko co najlepsze. W środku wrażliwy i pełen miłych emocji pielęgnowanych przez matkę. Nie wszyscy widzą jego złą stronę.. niektórym udaje się do niego dotrzeć. Sprawiał ból psychiczny niejednemu mugolakowi - ale czy myśli tak na prawdę? czy to tylko gra pozorów? Musi teraz naprawiać błędy ojca kosztem własnego życia.. Czy uda mu się od tego uciec? Tego nie wie nawet sam Merlin. 
Dwa światy, tak odmienne, że aż nie chcą współpracować. Lecz ktoś tam na górze miał najwidoczniej inne plany, bo tych dwoje spotkają się w takich okolicznościach, że albo miłość ich połączy, albo nienawiść rozdzieli. Co wybiorą? Sprawdźcie sami! 



Ohh! Zawsze zastanawiałam się jak to jest prowadzić bloga, napisać prolog własnej historii, coś od siebie, z zakątka własnej duszy i pragnień! Udało mi się wreszcie kliknąć funkcję tworzenia bloga i oto tu jestem :) 
Wiele osób pewnie się zastanawia: Dramione? Kolejna wymyślona historia? Po co to komu?!
Pewnie macie rację, jest to Dramione.. historia zupełnie inna niż ta w oryginale... Ale powiem Wam coś - to jest moja historia i moja wyobraźnia. Zapraszam Was do mojej głowy, abyście razem ze mną odgadywali dalsze historie. (Piszę per Was, a okaże się, że nikt tu nie zagląda! xD)
Koniecznie zostawcie po sobie jakiś ślad! Zaobserwujcie, jeśli jesteście ciekawi co dalej. Skomentujcie to co Wam się podoba, to co chcielibyście poprawić i oczywiście jakieś Wasze pytania :) Chętnie odpowiem i przeczytam Wasze spostrzeżenia, które będą dla mnie na pewno ważne!

Pozdrawiam!
Sunny Dreamer <3